Dawno nie zaglądałam, ale wybaczcie – praca po całych dniach, z M. widujemy się czasem tylko na trzy minuty, gdy obudzę się w okolicach północy, bo ten wraca z pracy, albo gdy on ma dzień wolny i przyjeżdża po mnie i wracamy razem do domu. Teraz jest weekend i on cały ten weekend pracuje. Miał wolny czwartek, więc i tak powinien się cieszyć. Cóż, taki los, gdy Twój facet pracuje w gastronomii. W hotelarstwie z kolei święta w ogóle nie istnieją, a może odwrotnie, istnieją i są źródłem kasy na najbliższe kilka tygodni, więc trzeba się odzwyczaić od ustawowego postrzegania dni wolnych. Tak nie będzie zawsze, ale my i tak się cieszymy, bo M. w końcu zaczął zarabiać 🙂 Wiem, że brzmi to dość szorstko i mało przyjemnie, ale to jeden z ważnych aspektów pobytu cudzoziemca w Polsce. Odpukać jakoś się nam udało. M. miał ofertę podpisania umowy w innej firmie, ale kasa trochę słabsza i słabsze możliwości rozwojowe. Nie spodziewałam się, że będzie mógł tak sobie marudzić, ja sama szukałam nowej pracy pół roku. Jemu wystarczyło dostać kartę pobytu, ot różnica między nami.
Zrobiłam mu kalendarz adwentowy służący nauce polskiego z jednym zadaniem na każdy dzień. Jak na razie nie rozmawiamy za bardzo po polsku, za to M. nauczył się w swojej kuchni po naszemu przeklinać i brzmi mi to doprawdy słodko, tak jak większość polskich słówek, które wypowiada. Moim faworytem jest konstrukcja „g*wno mać”, nie wiem, skąd to wytrzasnął, raczej samo mu się zlepiło 🙂
Najwyższy czas udać się do USC i zarezerwować datę ślubu. Ciągle nie wiem, na kiedy. Nie należę do panienek ekscytujących się całym tym biznesem. Mam w pracy dziewczynę, która wychodzi za mąż na początku maja i opowiada o butach z różyczkami na piętach (???). Ja bym wolała poznać receptę na to, jak to wszystko przetrwać. I skąd wziąć tłumacza, który porządnie zna arabski. I znaleźć świadka. Łolaboga, wolałabym, żeby ktoś zrobił to wszystko za mnie, łącznie z wypowiedzeniem słów przysięgi :).