Cztery żony i ubrania na czarno od stóp do głów. Taką przyszłość wróżyło się w Polsce kobietom wiążącym się z muzułmaninem, nieważne, Polkom czy nie-Polkom. Dzisiaj, obecnie, wydaje mi się, że jednak jakaś światłość zeszła na Polaków i zaczęli trochę więcej myśleć, zanim wydadzą taką opinię. Islam jest popularnym, medialnym wręcz tematem, więc i rośnie wiedza na jego temat.
Ale jest niezbywalnym faktem, że muzułmanin zgodnie ze swoją religią – powtarzam, religią – może ożenić się z czterema kobietami. Niby są obostrzenia, że pierwsza żona musi zgodzić się na kolejną, wszystkie muszą mieć tyle samo kasy i świecidełek i tak dalej, ale teoria sobie, a praktyka sobie, wszystko zależy od człowieka. Chociaż, o ile mi i M. wiadomo, jak już któryś bierze sobie drugą żonę, to znaczy, że z kasą problemu raczej nie ma. Religia na to pozwala, prawo krajowe niekoniecznie. Mamy w Polsce Polaków-muzułmanów i mogą sobie co najwyżej pomarzyć o wielożeństwie albo wyjechać, droga wolna. M. nie zna osobiście nikogo, kto ma więcej niż jedną żonę. U niego się to potępia. Mniejsza o to, chciałabym powiedzieć teraz o czymś innym.
Trafiam czasem na blogi albo wypowiedzi w internecie kobiet, Polek, które prowadzą dyskusje na temat wielożeństwa. Nie wiem, jakiego bywają wyznania, ale powiem szczerze, czarno na białym. We mnie jest zdecydowany sprzeciw wobec posiadania kilku żon. Nie chodzi o to, że będę walczyć z milionami ludzi i ich przekonaniami. Chodzi mi o to, że my Polki, Europejki, w większości byłyśmy wychowane inaczej. Rodzina, małżeństwo czy związek partnerski to miłość dwóch osób. Co dom, to inny dramat, rozwody, zdrady i tak dalej. Ale zdrada ogólnie jest obiektem potępienia. Prowadzenie równoległego życia też. Nikt tego nie popiera, mało kto sam by się na to zdecydował na progu dorosłości. Wszystko jest ok, jeśli wszyscy uczestnicy układu akceptują taki stan rzeczy. A jak tam, akceptujecie zdradę partnera? Spoko jest?
Dlatego jak czytam, że Polka pisząca pięknie po polsku, w naszym ojczystym języku, wypowiada się, że podoba jej się idea wielożeństwa, bo to daje więcej uprawnień kobiecie, dba o kobietę, że kochanka jest nikim a druga żona jest kimś, to mnie no… kurwica bierze. Chyba mam jakieś ograniczone horyzonty. Może jestem za mało nowoczesna.
Czy można godzić się na coś, co uderza w fundamenty naszej wiedzy o społeczeństwie, o życiu rodzinnym? Nie mówię, że nasze zasady społeczne i kulturowe są jedyne słuszne. Każda nacja ma swoje, ale u nas wielożeństwa NIE MA – nie ma, że facet może mieć kilka żon i sobie otwarcie przed każdą z nich oświadczać, że kocha je wszystkie tak samo. Bo tam bardzo o tę otwartość chodzi, właśnie w kontekście religijnym. Tam nie ma miejsca na sekrety, małżeństwo nie jest tajemnicą.
Jako ograniczona światopoglądowo Europejka wolę, by facet przynajmniej miał problem na głowie, jak tu ukryć romans. Bo jak by przyszedł do mnie i powiedział spokojnie, że coś czuje do tej drugiej i chce być z nami obiema naraz, to tylko w pysk dać. Been there, done that, wcale nie z M.
Tym bardziej mnie dziwi, gdy takie opinie wydają żony muzułmanów, żony nie-muzułmanki. Czy aż tak wtopiły się w tę arabską kulturę, że nie widziałyby problemu w równoległym małżeństwie własnego męża? Bo w taką możliwość wierzą miliony ludzi na całym świecie? Zanim się coś powie, zwłaszcza, jak się jest taką właśnie „pierwszą” żoną, należałoby przemyśleć, co się stanie, jak Twój któregoś dnia Ci powie, że ma pomysł na kolejny ślub, nie z Tobą. Spróbuj sobie wyobrazić, jak to jest, gdy Twój ukochany oświadcza oficjalnie, że ma ochotę na kogoś innego. Że przecież ma prawo! Czemu tak posmutniałaś? Przecież Cię nie zostawię, będę kochać Was obie.
Nie potępiam innych kultur, niech sobie żyją jak im się podoba, po prostu dla mnie samej jest to niewyobrażalne. I szczerze nie rozumiem, jak kobieta wychowana w Polsce mogłaby mieć luz w sytuacji chęci jej mężczyzny na równoległe życie. Dla mnie to zdrada, nie znajduję innego słowa.