Po powrocie do Polski

Po powrocie do Polski

M. wrócił do Polski i przywiózł ze sobą trochę opowieści. Na przykład o tym, że mu się nie spieszy, by jechać teraz do Egiptu. Niemal cały pobyt minął pod znakiem rodzinnego finansowego konfliktu. W efekcie tego wszystkiego część zaręczynowego złota została zwrócona (niższe ceny teraz! stratni są!), a starsza ciocia będzie przekazywać co miesiąc starszemu wujkowi jakąś kwotę, aż brakująca część zostanie spłacona. A to dlatego, że rodzice młodych się do siebie nie odzywają. Moim zdaniem to już grube przegięcie, żeby niewinnych emerytów wciągać w jakieś bankowe rozgrywki.

Parę dni M. spędził z siostrą i jej rodziną w Aleksandrii i tam zrobił najwięcej zdjęć. Miasto wygląda bardzo ładnie, wieczorami wręcz przepięknie, tylko serce boli od tych zaśmieconych plaż. To akurat były święta i tłumy ludzi wszędzie. Publiczna plaża wyglądała tak, jak raczej byście nie chcieli, by wyglądała – krzesełek nastawiane jedno na drugim, rodziny w pełnym odzieżowym rynsztunku i dzieci bawiące się wśród śmieci. Co więcej, za takie krzesełko się jeszcze płaci. Chciałoby się zapytać, za co w zasadzie? Dlaczego miasto nic nie zrobi z tym śmietnikiem? To chyba pytanie retoryczne w Egipcie. Oczywiście, można powiedzieć, że wystarczy wyjechać trochę z miasta i wybrać się na prywatną plażę z gatunku tych dedykowanych zagranicznym turystom. Ale rodzina M. raczej nie korzysta z takich luksusów, nie będę Was czarować. Wycieczka do Aleksandrii już jest osiągnięciem i powodem do radości, co widać na roześmianych od ucha do ucha twarzach siostrzeńców na zdjęciach. Na całe szczęście!

Wydaje się poza tym, że emancypacja nie dotarła jeszcze do tego zakątku Egiptu, a w każdym razie do rodziny M., chociaż wszyscy miastowi i kobiety po studiach. O ile najmłodsi męscy reprezentanci rodu są powolutku włączani do pracy w rodzinnym biznesie, najmłodsi w sensie – już końcówka szkoły podstawowej, o tyle dorosłe panienki na studiach i po siedzą i kwitną i nikt ani się waży powiedzieć im słowo o pójściu do pracy. Jedna zaręczona, druga dzieciata, przyszłość jest jasno określona i już się zaczęła. Zawsze aktualna będzie wymówka, że pracy po prostu nie ma, ale jakoś panowie ją znajdują. Tak to już jest w Egipcie urządzone. W sumie to my naiwne zarobione Europejki powinnyśmy im zazdrościć.

Niezmienna pozostała też opieka, którą rodzina roztoczyła nad M. podczas jego pobytu. Wszystko było podane i zapewnione. Wyobrażam sobie, że jak przyjeżdża taki brat z Europy, to jest przyjmowany jak jakaś gwiazda (prezenty z Polski naturalnie podnoszą atrakcyjność wujka 🙂 ). Nie do zniesienia była tylko pogoda, gorąco i bez klimy. Na tej plaży siedzieli w ciuchach i się nie kąpali. Taki to już świat.

M. twierdzi, że jak kiedyś pojedzie ze mną do Aleksandrii, to inaczej to wszystko zorganizujemy, więcej zwiedzimy i odpoczniemy. Tym razem był trochę gościem u swojej rodziny, więc oczywiste jest, że robił to samo, co oni. Ale czy dawniej nie było to wszystko dla niego standardem? Czy człowiek czasem nie przestawia się, na zasadzie przełącznika on/off, i zmienia sposób spędzania czasu czy postępowania w zależności od okoliczności? I nie chodzi tu tylko o banały w stylu wypoczynek na plażowym śmietniku. Pięć lat temu M. zostawił w Egipcie swoje egipskie życie, które nigdy nie było inne. Czy po takim czasie dom nadal jest taki sam? Czy jestem tutaj u siebie? Gdzie właściwie jest mój dom? Na takie pytania mogą odpowiedzieć chyba tylko emigranci, zwłaszcza ci międzynarodowi. M., jak to facet, nie prowadzi takich filozoficznych rozważań. Za odpowiedź musi mi starczyć fakt, że po trzech dniach pobytu M. chciał wracać do Polski i niestety twierdzi, że wcale nie odpoczął.

Nareszcie lato!

Nareszcie lato!

Zaczęły się pierwsze tak gorące dni w tym roku. Pytanie, jak długo ta pogoda z nami zostanie. Czy piękny czerwiec oznacza dziadowski lipiec? Oczywiście, utyskiwaniom i narzekaniom na nie ma końca. Polacy chyba by chcieli mieć z powrotem plus pięć, mżawkę i wiatr. W te upały ja, jak zwykle wbrew wszystkim, jestem w raju.

U nas trzydzieści stopni, a w Egipcie czterdzieści kilka. M. wyjechał do rodziny, odwiedzić ojca. Jeszcze szybciej, niż rok temu, czyli po jakichś trzech dniach od przylotu powiedział mi, że już mu wystarczy i najchętniej wróciłby do Polski. Że on nie może tak siedzieć i nic nie robić, chociaż nawet zdążyli sobie zrobić wycieczkę do innego miasta i codziennie ma jakieś spotkania. Rodzinka potrafi dać w kość. Ja też to znam.

Urlopy w tym roku spędzamy, jak widać, oddzielnie. On wziął teraz wolne, a raczej zostawił swoją firmę w dobrych rękach, więc raczej nie wyjedzie ponownie z Warszawy za miesiąc czy dwa. Ja jestem teraz w pracy (z przegrzanych Polaków się podśmiewuję, ale z tego, że puszczają nas w tym tygodniu godzinę wcześniej z uwagi na upały, już nie 🙂 Najlepsza wiadomość tygodnia) i na wakacje chciałabym się wybrać w przyszłym miesiącu. W góry :).

Ciekawa jestem, jak wysokie temperatury znoszą inne partnerki Egipcjan? Kochacie gorąc, czy raczej wolicie bezpieczne dwadzieścia stopni? Dobry to zbieg okoliczności, że ukochany pochodzi z ciepłego kraju, czy raczej udręka przy każdej wizycie? Ja może dodam, że chociaż uwielbiam ciepło, to trochę też nie wiem, czy uśmiechałoby mi się spędzenie na przykład tygodnia lub dwóch w egipskim mieście gdzieś bez dostępu do morza czy basenu i totalnie bez klimatyzacji. Czyli bez żadnej możliwości całkowitego ochłodzenia się. Rodzina M. oczywiście nie ma w mieszkaniach klimatyzacji, tylko wiatraki i inne naturalne metody i podobno w tym roku nawet on ma tego trochę dosyć. Zachciało się latać do Afryki w czerwcu i to nie na basenowe all inclusive, to masz rezultat chłopie.