Egipcjanin na wakacjach w Tunezji

Egipcjanin na wakacjach w Tunezji

Podobno tylko dwie rzeczy w życiu są pewne, śmierć i podatki. Ja do tego dodałabym jeszcze fakt, że wszystko co dobre, zdecydowanie za szybko się kończy ;). Parę dni temu wróciliśmy z urlopu w Tunezji. Było przecudownie! Chyba nie muszę Was przekonywać. Jeśli wśród Was są miłośniczki tego kraju, albo macie partnerów Tunezyjczyków, to w sumie się Wam nie dziwię. Tunezja jest bardziej europejska, niż Egipt, przynajmniej ten jej kawałek, który widziałam. Jest chociażby zielono (na północy, wzdłuż wybrzeża). Miasteczka wyglądają jak w Hiszpanii. Dziewczyny chodzą ubrane jak w Europie. Ludzie są wyluzowani, otwarci, nie tacy spięci lub zeźleni, jak w Egipcie ;). Na ulicach w Tunisie, stolicy państwa, widać koktajl kulturowy, który bardzo kojarzył mi się z Berlinem. Miało się wrażenie wolności, nikogo nic nie obchodzi, każdy robi co chce, do tego atmosfera pełnego bezpieczeństwa. Jeśli ktoś lubi taki arabski klimat z europejskim sznytem, to bardzo polecam wyjazd tam na urlop. O tym, w jaki sposób Egipcjanin może uzyskać wizę to Tunezji, już wcześniej Wam opowiadałam, także teraz czas na ciąg dalszy.

Nasze wakacje polegały niemal w całości na wypoczynku, więc wśród ważniejszych rzeczy, które mogłyby Was zainteresować, są kwestie formalne dotyczące wyjazdu Egipcjanina do Tunezji. Oczywiście musiała być wiza w paszporcie i była. M. przeszedł kontrolę paszportową na lotnisku w Warszawie bez problemu, może trwała ona troszkę dłużej, niż sprawdzanie paszportów obywateli Schengen, ale nie było żadnych komplikacji. Co ciekawe, Pan z Enter Air, który odprawia bagaże a potem otwiera boarding, w gejcie chciał ponownie sprawdzić paszport M., informując wszystkich dookoła (bo zdecydowanie nie jego samego), że „tu musi być wiza”. Nie wiem, czy był skrytym pracownikiem Straży Granicznej, ale co nam szkodzi, M. pokazał paszport :). Idealny moment na sprawdzanie wizy przez pracownika linii lotniczej, tuż przed wejściem na pokład :)).

Po przylocie dłużej trwała kontrola wizy przez pracownika tunezyjskiego lotniska. Pan chyba ręcznie przepisywał wszystkie dane z wizy. Wprowadzał to do jakiegoś systemu. Trwało to kilka minut, te upiorne kilka minut, kiedy kolejka z tyłu nie wie, o co chodzi, a okienka obok idą jak burza. Na koniec Pan postawił stempel taki sam, jak Polakom i po kłopocie. W drodze powrotnej kontrola paszportu M. też trwała minimalnie dłużej, ale już nie tak długo, bo Pan chyba odnalazł tę wizę w systemie. Po przylocie na lotnisku w Warszawie nie było problemu z kontrolą paszportową. Tyle, jeśli chodzi o przekraczanie granicy polsko-tunezyjskiej. 

Teraz skorzystam z okazji i utnę rozważania, czy „na stemplu w paszporcie można wyjeżdżać”. Na stemplu, czyli po złożeniu wniosku o zgodę na pobyt w Polsce, w naszym przypadku wniosku o pobyt stały. Otóż można, jedno drugiemu nie szkodzi, o ile tylko macie aktualną ważną kartę pobytu. Na przejściu granicznym sprawdzana jest przede wszystkim ta karta (albo wiza), musi być nadal ważna. Nie szkodzi, że niedawno złożyliście wniosek o pobyt stały. Czerwony stempel w paszporcie potwierdzający ten wniosek nie przeszkadza ani w wyjeździe z Polski, ani w powrocie do niej.

Wyjazd z M. do arabskiego kraju trochę przypomniał mi stare dobre czasy, kiedy w Egipcie M. był ogarniaczem wszystkiego, a ja nic nie musiałam robić. Różnica teraz była tylko taka, że Tunezyjczykom jednak zdarza się zwracać do kobiety podczas ustalania różnych spraw, w przeciwieństwie do Egiptu, gdzie kobieta obok faceta to trochę jak taki osioł albo trędowata, na kilometr od niej. No i ja tym razem nieco więcej rozumiałam z tych ich rozmów w arabskich szlaczkach. Chociaż czasem to i M. musiał dopytywać, o co Tunezyjczykowi chodzi, bo oni miksują język arabski z francuskim i angielskim.

Po powrocie z takich wakacji teraz jest czas na przestawienie się na tryb polski, z widmem nadchodzącej jesieni i całego roku oczekiwania na następny urlop. Nie wiem, jak my to przeżyjemy, więc nawiązując do jednej z moich ulubionych sentencji musimy uwierzyć, że każda zima musi kiedyś minąć :).