Polka poznaje Egipcjanina… przez Internet

Polka poznaje Egipcjanina… przez Internet

Spokojnie, to nie będzie tekst o nikim konkretnym ;).

Chciałabym poruszyć kwestię pewnego, hm, fenomenu? W każdym razie zjawiska, które się powtarza i wygląda na niewiarygodne. A jednak. Od czasu do czasu dostaję od Was maile i wiadomości na FB z zapytaniem, co sądzę i czy mogłabym coś doradzić w następującej kwestii… W tym momencie powinnam jeszcze raz podziękować wszystkim za zaufanie i że w ogóle mam szansę poznać nowe osoby, to jest naprawdę ekstra :).

Polka poznała Egipcjanina. Chce go ściągnąć do Polski, a jeśli się nie uda, to polecieć tam i wziąć ślub. Ta ostatnia opcja jest oczywiście najbardziej pracochłonna, bo trzeba przygotować masę dokumentów i wyrobić się ze wszystkim na miejscu w dwa tygodnie. Po zawarciu związku małżeńskiego pełni wiary we wspólną przyszłość będziemy się ubiegać o wizę do Polski. Przylecimy, aplikujemy o pobyt czasowy, zaczniemy szukać pracy. Albo inaczej, zostaniemy tam, zamieszkamy w Egipcie, same znajdziemy sobie pracę i rozpoczniemy nowe życie na emigracji, na tymczasem lub na zawsze. W sumie standardowa historia, dotyczy pewnie tak z 90% z nas.

Jest jednak jeden mały szczególik: Państwo poznali się przez Internet i jeszcze nigdy w życiu nie spotkali się twarzą w twarz.

Nie uwierzycie, jak często się to zdarza. Powinnam dodać, że w przypadku rozważania wyjazdu do Egiptu bywa, że Pani nigdy nie była w tym kraju na wakacjach. Trzeba wziąć parę głębszych wdechów, wyłączyć podstępny głosik w głowie namawiający do wykrzyknięcia „Kobito, w co Ty się pakujesz?!” i zastanowić się, co tu robić, co tu powiedzieć :).

Drodzy Czytelnicy, jeśli nie jesteście osobiście lub blisko związani ze sferą kolorowych związków międzykulturowych, nie doświadczyliście poważnej relacji z cudzoziemcem, nie zdarzało się Wam wyjeżdżać – drodzy Państwo, chcę od razu poprosić o niestrzelanie opiniami, nieatakowanie, bo naprawdę łatwo i wygodnie jest kogoś ocenić, nie znając kontekstu sprawy. Z tego wyrastają stereotypy, które potem my, kobiety Arabów, musimy własnym przykładem zwalczać.

Mogę jednak założyć, że gros moich Czytelników to osoby obeznane z sytuacją i posiadające troszkę większą wiedzę o realiach międzynarodowych związków :). To dobry początek.

Przyznam, że za każdym razem jestem w lekkim szoku ale i ogromnie zaintrygowana, gdy czytam o historii dziewczyny, kobiety, która stwierdza, że zakochała się w kimś przez Internet. Jestem w szoku, a chyba nie powinnam być, bo zdarza się to stosunkowo często. Oczywiście, co wtedy robię – pytam Was o różne aspekty tej relacji, bo zanim cokolwiek doradzę chociażby w kwestii formalnego wystawiania zaproszenia, chcę mieć chociaż trochę większy pogląd na sytuację. A potem gadamy sobie i gadamy i to jest w tym najlepsze :).

Wiecie, różnie w życiu bywa. Wyświechtany frazes, że można kogoś znać wiele lat, a i tak się na nim nie poznać, ma w sobie wiele prawdy. Wychodzisz za mąż za świetną warszawską partię, mąż wykształcony, zarabiający, z dobrej rodziny, a potem i tak Wam nie wychodzi z któregoś z miliarda powodów, z którymi co dzień się spotykamy. Nie da się walczyć z tym argumentem. Nigdy do końca nie poznasz drugiego człowieka. Dlatego równie dobrze można podjąć ryzyko rozpoczęcia relacji z kimś… zupełnie obcym. Podstawowa zasada to zachować swój rozum, czy to polski mąż, czy egipski kolega z Facebooka.

Internet po to między innymi jest, żeby poszerzać nasze horyzonty i przekraczać różne granice. Moim zdaniem nie ma nic złego w poznaniu kogoś przez Internet. Ale po tym pierwszym kontakcie, skoro się tak polubiliśmy przez te Messengery, Skypy, Vibery i tak dalej, powinniśmy wykonać kolejny krok, czyli spotkać się w realu.

A dopiero potem zastanawiać się, czy spędzimy ze sobą resztę życia jako małżeństwo i rodzina.

Zawsze można się rozwieść, ale przeca nie po to wychodzimy za mąż, żeby zaraz się rozwodzić.

Też co prawda to prawda, można sobie wyjść za mąż w Egipcie, jak po miesiącu się znudzi to wrócić do Polski, nie rejestrować małżeństwa i żyć dalej jak gdyby nigdy nic. On sam raczej nie zarejestruje Ci małżeństwa w polskim USC, bo potrzebny byłby Twój podpis (chociaż tak daleko się w tych sprawach nie orientuję). Mimo wszystko scenariusz odradzam.

No i kusząco brzmi oferta małżeństwa od przystojnego mężczyzny, który o Ciebie nawet onlajnowo zabiega. Oferta małżeństwa to w ogóle w Polsce jest już coś! Trochę trąci desperacją, ale nie mówcie, że nie mam świadomości. To tak jak Saudyjkom się wygodnie żyje, nie muszą uganiać się za facetem przez osiem lat, aż ten będzie łaskaw kupić pierścionek. Ok, żarty na bok.

Miłość, a chyba o niej powinnam mówić, skoro moje Czytelniczki wspominają o planowanym małżeństwie z tajemniczym nieznajomym-znajomym, to związek dusz (jakkolwiek ckliwie to brzmi), charakterów i ciał. Kontakt przez Internet być może pozwala nam poznać czyjąś elokwencję, jego wiedzę o świecie, w ogóle pozwala zebrać mnóstwo rozmaitych informacji o tej drugiej osobie. Ale przez Internet nie zobaczysz i nie doświadczysz, jak on naprawdę wygląda, jak się porusza, jak zachowuje się przy znajomych, rodzinie, przy Tobie. Jak prowadzi samochód, jak się uśmiecha, w jaki sposób zamawia kawę, jakie ma swoje małe śmieszne nawyki, które być może pokochasz :).

W dobie zapośredniczenia niemal wszystkiego przez Internet całkowicie rozumiem, że w sieci można się kimś zainteresować i chcieć pociągnąć tę znajomość do realu. Ale jakoś trudno mi uwierzyć, że można tego człowieka pokochać, znając go tylko zza klawiatury. Tak się akurat składa, że internetowe kanały komunikacji są zbawieniem dla związków na odległość, o czym wiemy, bo większość z nas zdążyła się o tym przekonać na własnej skórze. Komunikacja przez Internet – jak najbardziej, ale potem. Trzeba dać sobie szansę na prawdziwe spotkanie, a jeśli okaże się, że to coś więcej, wrócicie do tych swoich komunikatorów. Do czasu następnego spotkania ;).

Mogłabym podsumować te moje wszystkie wątpliwości prostym pytaniem:
A co będzie, jak on Ci się nie spodoba??? 🙂

Ok, biorę poprawkę na to, że mogę być takim małym niedowiarkiem z tego samego powodu, dla którego znajome Polki pukają się w czoło i pytają, jak mogłam związać się z Arabem. Kto się nie zna, niech nie gada.

Przedstawię mój uniwersalny przepis na to, jak można by poradzić sobie z sytuacją zainteresowania się Egipcjaninem przez Internet. Czego by nie mówić, takiego wariantu nawiązywania relacji raczej nie planowałyście, więc trzeba teraz pomyśleć, jak tu sobie poradzić :).

Najlepiej pojedź tam do Egiptu na wakacje, z Polakami, rezydentem, do jednego z dziesiątków tych pięknych hoteli. Możesz jechać sama, w końcu jesteś dorosła (jesteś, prawda? :)). Nic nie ryzykujesz, poza generalnym ryzykiem, ekhm, w ogóle przebywania w tym kraju, a zyskujesz cudowne wakacje. Z nim spotkaj się na mieście, na przykład w okolicy Twojego hotelu. Jeśli się tak lubicie, on przyjedzie wszędzie, gdzie chcesz :). Jedna kawa, druga kawa, szybko się zorientujesz, czy jest jak zawsze czy jak nigdy :). Jeśli on Ci się nie spodoba, zmyjesz się po deserze, wrócisz do hotelu i więcej go nie zobaczysz. To Ty kierujesz tą sytuacją.

Odradzam pomysł wielu Czytelniczek, żeby zapraszać kolegę od razu do Polski. Że w Polsce się poznacie. Poza tym, że konsul raczej nie da wizy (trzeba osobiście znać osobę zapraszającą, przynajmniej w przypadkach tych tradycyjnych wiz turystycznych), to tak naprawdę zapraszasz do domu nieznajomego człowieka, który może okazać się świrem albo nudziarzem, a Ty go będziesz miała na głowie. Nawet, jak wyrzucisz go za drzwi, to jak coś nabroi, bierzesz za niego odpowiedzialność, bo go zaprosiłaś :).

Tobie łatwiej jest pojechać tam, niż jemu tutaj. Skoro myślisz o ślubie, a przynajmniej o wspólnej przyszłości, jest to godne inwestycji w wycieczkę all inclusive, o jej wszystkich pozostałych zaletach nawet nie wspominając :). Przy sprzyjających wiatrach do Egiptu można polecieć na tydzień za mniej niż 1500 zł, czy nie jest to rozsądna cena za spotkanie z przyszłym narzeczonym?

Na koniec posypię głowę popiołem i przyznam, że znam jedną parę, która poznała się przez Internet, on nie Egipcjanin ale mniejsza o to, byli w kontakcie przez jakiś rok, po czym ona wzięła córkę, pojechała tam na całe lato, zakochali się w sobie, wzięli ślub, a teraz szczęśliwie mieszkają w Polsce. Różnie w życiu bywa :)!