Polska zima… i już prawie po. Jeszcze dwa tygodnie i zacznie się nadal zimny, ale już znacznie bardziej optymistyczny marzec. U nas wiele się nie zmienia. Pracujemy od rana, trochę czasu mamy jedynie w weekend (np. dziś, stąd notka :)). Większość spraw w związku ze ślubem jest już załatwiona, wesele a raczej obiad będzie jednak w Warszawie. Trzeba dopasować sukienkę, a już wisi w szafie, kupić garnitur i zrobić zaproszenia. Ostatnio mamy pomysł na takie domowej roboty. Ja ogólnie lubię sama trochę pomajsterkować w papierach, karteczkach i dekoracjach, więc czemu nie? Ok, chyba starczy serwetkowych treści :).
Zastanawiałam się ostatnio, jak odpowiedzieć na jedno pytanie zadane w komentarzu do poprzedniej notki. Jak M. się odnalazł w polskiej rzeczywistości? Hm… To jedna z tych rzeczy, których chyba nigdy nie uda mi się od niego wyciągnąć. Jemu ogólnie wszystko się podoba, ale na ile to prawda, a na ile uprzejmość, to czort go wie. Tak sobie wyobrażam, co widzi Arab-Egipcjanin, który pierwszy raz w życiu przyjeżdża do zachodniego kraju (taki u nas Zachód, że hoho). Kilka rzeczy może się rzucać w oczy. Na przykład:
– Dziewczyny łażą wszędzie same, a faceci je przepuszczają w drzwiach.
– Dziewczyny nagminnie prowadzą samochód i jeżdżą na rowerze!
– Dziewczyny PRACUJĄ i CHCĄ pracować.
No dobra. A poza tym?
– Ludzie się nie pobierają.
– Jak już się pobierają, to są starzy.
– Ludzie mieszkają razem latami bez ślubu, bo faceci boją się kupić pierścionek.
– Ludzie nie mają dzieci, a jak już mają, to jedno i to rozpuszczone jak dziadowski bicz.
– Pracują tylko dorośli.
– Ludzie zarabiają fortunę, wydają jeszcze więcej i ciągle nie mają na nic.
– Pracuje się króciutko, a i tak wszyscy narzekają, że tacy zmęczeni i na nic nie mają czasu.
– W głowach się przewraca, do jakiego kraju tym razem pojechać na urlop.
– Do kościoła chodzą tylko starsze panie.
– Zimno, cholera. Jak świeci słońce, to nie masz gwarancji, że będzie ciepło.
– Państwo jest cudowne i opiekuje się obywatelami, a wszyscy tak narzekają na politykę.
– Ruch drogowy jest dobrze zorganizowany, kierowcy przestrzegają przepisów, a i tak traci się godziny w korkach.
– Nie ma syfu na ulicach, a narzeka się, że brudno.
– Jest zielono, a narzeka się, że szaro.
To wszystko źle brzmi… To jest tak, że ja lubię mój kraj, ale wiem, jacy są Polacy. I jeśli przyjeżdża tu imigrant i trochę czasu spędza między nimi, to może mieć takie właśnie spostrzeżenia. Analogicznie ja mogłabym powiedzieć, że w Egipcie dziewczyny chodzą pozakrywane jak w średniowieczu, obijają się całe życie, wszędzie pełno facetów i śmieci, na ulicach huk przerywany regularnie głośnymi wezwaniami na modlitwę, maksymalne korki, cudowne ceny, straszny skwar i tłum, ciągłe przerwy w dostawie prądu, brak pracy, biurokracja przekraczająca wszelkie granice, a te szlaczki to w ogóle mają z kosmosu.
Do każdego kraju można by się przyczepić. Ale można też powiedzieć, że w Polsce jest porządek i stabilna sytuacja polityczna, dobra edukacja, gospodarka się rozwija, jest gdzie mieszkać, możesz podróżować po Europie i robić, co chcesz, bo jesteś wolny. W Egipcie zaś jest cudowny klimat, tanie życie (hm… no może się trochę zagalopowałam; zależy dla kogo, dla Europejczyka raczej tak), zdrowe jedzenie, niewymuszone tradycje rodzinne i tradycja, ogólnie rzecz biorąc.
Zależy, jak spojrzeć. O świeżą opinię o Polsce trzeba by chyba zapytać cudzoziemca, który dopiero tu przyjechał i wszystko jest dla niego nowe. M. się tu odnalazł, przynajmniej na tyle, że w miarę normalnie tu funkcjonuje. Odpukać. Jak dotąd ;).
Co robimy w Walentynki? Nic. Ja walczę z katarem (pierwszy objaw przeziębienia od roku, kiedy to nie dałam rady po powrocie z Egiptu w polską niby kurna wiosnę). Była lekcja arabskiego, będzie dvd i sushi :).