Lama la?

Lama la?

Pierwsza myśl – ten blog by się nie sprzedał. Nie będę tu opisywać porwań ludzi, przemocy, wymuszeń, zdrad czy innych historii, które niewtajemniczonym przychodzą na myśl o związkach Europejki z Arabem. Nic takiego mnie nie spotkało, chociaż poziom normalności naszej relacji znacznie odbiega od średniej polskiej 🙂 Czy kogoś to dziwi?

Od około pół roku jestem w związku z Egipcjaninem. Oboje jesteśmy po studiach, ja mieszkam w Polsce, on w swoim kraju. Broniłam się nogami i rękami przed tą relacją, ale uczucia nie zawsze dają nam dużo miejsca na wybór. Na swojej drodze mieliśmy całe mnóstwo przeszkód do pokonania, a sporo ich zresztą pewnie jeszcze przed nami. Jedna z ważniejszych nauk, jakie do tej pory z tego związku wynikły, to fakt, że jesteś przekonany, że coś Ciebie nie trafi, dopóki Ciebie właśnie nie trafi.

„Lama la?” – znaczy po arabsku (mniej więcej :)) dlaczego nie? Było coś do stracenia?

Myślę, że są osoby, które miały lub mają podobną historię i chciałyby czasem zobaczyć, jak radzą sobie inni. Tak więc, ku potomności, to będzie blog ze szczerymi informacjami i radami. No i właśnie, za bardzo by się nie sprzedał, bo budzących trwogę dramatów tutaj, póki co, moi Drodzy, nie będzie. Dramaty mniejsze i większe znajdują się zupełnie gdzie indziej, niż na początku przypuszczałam, i o tym trzeba mówić. Ale nie tylko o tym, bo oprócz wielu trudności jest też druga strona tego związku – zwyczajnie chce się żyć :).