Cichej, spokojnej Nocy

Cichej, spokojnej Nocy

Ostatni miesiąc zrobił coś takiego z moją organizacją czasu, że dzisiaj czuję się dziwnie, gdy nie mam nic do roboty. Po pracy normą jest kolejna praca – sprzątanie, zakupy, robienie obiadu na następny dzień, zabawa w nowo odkryte hobby, wyjście na WF (praca to jeszcze czy nie praca?). Wszystko, żeby tylko nie siedzieć i nie zastanawiać się nad niczym. Teraz, przed Świętami, oczywiście było dużo różnych rzeczy do zrobienia, które konsekwentnie wypełniały mi czas. Robiłam to wszystko, aż dotarłam do punktu, w którym naprawdę już wypadało usiąść na kanapie, wziąć do ręki gazetę i lampkę wina i poodpoczywać trochę. Chwilę mi zajęło, zanim stwierdziłam, że rzeczywiście – teraz mam czas wolny.

M. ma nową pracę. Chyba aż boję się mówić, że ma, bo nigdy nie wiadomo, co znowu się wydarzy. Znowu się nie widujemy, ale za to jeśli już, to wreszcie mam z powrotem mojego męża. Wrócił do żywych. Znika na blisko dwanaście godzin i jest cały z siebie zadowolony. Wróciła energia (nie wiem, skąd ją bierze, ale skądś najwyraźniej), dobry nastrój, aktywność. Jakby wyzdrowiał. Oby tak zostało, oby jak najdłużej.

Święta spędzamy w Warszawie, pierwszy raz w nowym domu. Jeśli chciałybyście wiedzieć, jaka jest Warszawa na Wielkanoc, to przede wszystkim pusta, cudowna :). I zimno jak diabli. Nie wierzę już w żadne ciepłe dni, mam wrażenie, że one nigdy nie nadejdą i pozostanie nam gnić w tej zimnej wilgoci i spoglądać na swoje blade jak ściana odbicie w lustrze. Jakbyśmy nigdy słońca nie widzieli.

Tym, co mają więcej szczęścia i słońce za oknem – Wesołych Świąt! A nam wszystkim pozostałym – Smacznego przynajmniej, na przekór :).