Drugi egzamin M. też oblał. Komputer był ten sam, pan prowadzący egzamin tym razem inny, nie mówił po angielsku, ale to i niepotrzebne. Za to poświęcił więcej czasu na obejrzenie karty pobytu M. z obu stron (po parę razy!). Być może pierwszy raz zobaczył cudzoziemca na oczy :). Kiedyś musi być ten pierwszy raz, nawet w pracy. Na kolejny termin M. chce się zapisać dopiero po urlopie.
Lipiec i połowa sierpnia zleciały mi błyskawicznie. Było parę ciepłych dni, ale coś mi się wydaje, że już się skończyły. Drzewa za oknem brązowieją. Ale to już? 😦 Nie przeszkadza to jednak faktowi, że od jutra, a nawet od dziś zaczynam urlop! Cudnie 🙂
Przy okazji poruszę temat, z którym pewnie się stykacie lub zetkniecie, gdy Wasz luby przyjedzie na stałe do Polski. Dużo osób i bardzo często pyta mnie, kiedy M. wybiera się do Egiptu. Zadają to pytanie za każdym razem osoby, których nie widziałam na przykład miesiąc. A ja zawsze odpowiadam im to samo, chociaż swoją wiedzę też czasem sama aktualizuję. M. nie wybiera się na razie do Egiptu. Nic się nie zmieniło od dwóch lat. Obecnie ilekroć go o to pytam, odpowiada tak samo, że może w przyszłym roku albo w jeszcze następnym. Nie spieszy mu się jakoś. Z perspektywy imigranta może to i dobrze, że mu nie tak tęskno, bo to przecież łatwiej żyć, niż gdyby zdychał tu z żalu za krajem. Dla mnie też, przyznaję, lepiej. Chociaż ja sama nie wyobrażam sobie, że mogłabym tak siedzieć za granicą i nie chcieć wrócić albo przyjechać do Polski raz na jakiś czas. Może punkt widzenia zależy od punktu siedzenia?
Nikomu z jego arabskich znajomych przebywających w Polsce nie spieszy się do Egiptu i innych krajów. To nie znaczy, że nie jeżdżą. Mniej więcej raz na dwa lata robią sobie taką wycieczkę, która trwa od tygodnia do miesiąca, zależnie od sytuacji. Częściej lata tylko jeden znajomy, który nadal prowadzi w Egipcie biznes i chce go czasem doglądnąć. Podobno wyjazd do kraju wiąże się z kłopotem pod tytułem prezenty. Rodzinka oczekuje w końcu czegoś z Europy, zwłaszcza, że nie widuje faceta całe lata. Tak samo, jak my czekaliśmy i czekamy na prezenty ze Stanów :). To chyba zrozumiałe. I weź tu obdaruj to stado ludzi. Starają się ograniczyć do prezentów dla dzieci, ale to i tak dużo. Dla mnie akurat kupowanie prezentów to wspaniała sprawa, ale rzeczywiście, trzeba się do tego nieźle przygotować.
Żony najczęściej zostają w Polsce z dziećmi. I stresują się, co tam się w Egipcie dzieje, a obecnie to jeszcze, czy samolot aby na pewno doleci, a potem wróci. Nastawialiśmy się na pierwszą podróż do Egiptu razem, ale po ostatnich akcjach M. przestawia się bardziej na podejście, że może jednak pojedzie sam. Chociaż wtedy to może też już będzie inna sytuacja polityczna i będzie bezpieczniej.
Przy okazji, zorientowaliśmy się, że jeszcze jakieś półtora roku i M. będzie musiał składać kolejny wniosek o kartę pobytu. O ile przepisy się nie zmienią (w sumie to na pewno się zmienią, ale załóżmy), będzie to już karta stałego pobytu. Przypomnieliśmy sobie, że to właśnie wtedy nadejdzie ten moment, kiedy M. ucieknie do Paryża, chociaż poprawia mnie, że woli do Berlina. Z taką stałą kartą bardziej się opłaca. Czyli mam jeszcze jakieś w przybliżeniu dwa lata małżeństwa przed sobą ;))). Chyba nie powinnam nigdy pisać, mówić ani nawet myśleć takich rzeczy, bo nie wiadomo, co jeszcze los nam przyniesie. I nie mam na myśli żadnej europejskiej dezercji. Teraz piszę to serdecznie, wyłącznie w charakterze żartu, który rozumiecie tylko Wy, partnerki Arabów w Polsce :).
Tym humorystycznym akcentem żegnam się z Wami na parę dni i życzę mocno, aby mój dobry nastrój (naprawdę dobry! pierwszy raz od dawna!) udzielił się też Wam. Może czasem wystarczy po prostu wziąć wolne :).