2,5 miesiąca

2,5 miesiąca

Tyle się już nie widzimy. To taki dowód upływu czasu, ale im dalej w las, tym gorzej. Znacznie lepiej jest na początku, gdy przytłacza Cię wizja nadchodzących wielu tygodni spędzonych osobno i nie wiadomo w ogóle, ile to będzie trwało. Później jest gorzej, bo raz: nadal nie wiesz, kiedy się zobaczycie a dwa: ta spora ilość czasu, która minęła, powoduje, że czujesz się nieswojo. Przed moim wylotem w lutym najgorsze były, słowo daję, ostatnie trzy dni, kiedy myślałam, że to już nigdy się kurna nie skończy. Nic nie można zaplanować, a gdy już jakimś cudem spotkasz się ze swoim chłopakiem, po dwóch dniach znowu zacznie się odliczanie do kolejnego rozstania i znowu ogarnie Cię wizja rozłąki. Ogólnie stosunek ilości czasu spędzonego razem do tego spędzonego oddzielnie jest do dupy. Co z tego, że potrafimy już doceniać to, co trzeba i jak trzeba. Jestem mistrzem doceniania i co z tego.

Można się nie angażować i w ogóle w to nie bawić. Widziały gały, co brały. Niestety, to nic nie pomaga. Nie chciałaś się angażować. W zależności od Twojego charakteru, masz do wyboru dwa podsumowania:

1. Miało być jak nigdy, a wyszło jak zawsze.

2. Miało być jak zawsze, a wyszło jak nigdy.

Czasem takie zjazdy są, ale Skype pomaga :). Niech mi ktoś teraz powie, że nie mam silnego charakteru.

2:1

2:1

Dwa miesiące się nie widzimy. Dwa miesiące temu o tej porze leciałam do Polski opóźnionym cztery godziny samolotem. Zobaczymy się za mniej niż miesiąc – przy sprzyjających wiatrach, allahowej pomocy, cudzie boskim i innych rzeczach, które ludzie wzywają, gdy im najbardziej na czymś zależy.

Kryzys minął. Było źle, bardzo źle, nie poznawałam siebie, ale przeszło jak ręką odjął. Może przez ten Skype? A może dlatego, że większość za nami i robimy dobrą robotę? Nie każdy się do tego nadaje. To dziadowska świadomość, ale czasem pomaga.

Jak będzie wiało w dziób, to mam widok na pracę w Sharmie.

Skype

Skype

Ściągnęliśmy Skype’a, moje konto okazało się istnieć po sześciu latach. Kamerka też działa i to lepiej, niż kiedyś.

Pierwszy wideo czat za nami!

Poziom endorfin plus miliard!

Frustracji wszechstronnej plus pierdyliard!

Niech się schowają Vibery i Messengery! Ten ostatni to mi dość dużo krwi ostatnio napsuł. Nie cierpię komunikatorów, które zjadają niektóre wiadomości i część tekstu zwyczajnie do Ciebie nie dociera. Messenger i Viber to właśnie robią, niestety.

Dziękujemy Ci, Skypie!

Urodziny M.

Urodziny M.

Miałam plan, żeby w tym czasie być z nim w Egipcie, ale nie udało się tego zrealizować. Więc trzeba było wykombinować coś innego, by jakoś uczcić jego dzień.

M. twierdzi, że w Egipcie nie obchodzi się urodzin. To znaczy, ściślej mówiąc, niektórzy obchodzą, a większość nie obchodzi. Dokładnych danych się nie spodziewam, ale wiadomości to dla nas smutnawe. No bo jak to? A dzieci? Bogatych stać.

Nikt mu nigdy nie dał prezentu na urodziny. Nikt nie złożył mu życzeń. Myślę, że to jednak lekka przesada, bo ma chociażby kumpli na Facebooku, których życzenia nawet ja jestem w stanie przeczytać. Może to inny świat, u nas też nie wszyscy świrują z okazji urodzin, a starsze pokolenia wręcz mają je w nosie i bardziej świętują imieniny. Mistrzem jest moja babcia, która obraża się na znajomych, jeśli nie zadzwonią do niej w tym dniu z życzeniami i – co lepsze – nie wpadną z kwiatami bez zapowiedzi. Nieee, na imieniny się nie zaprasza. Na imieniny się przychodzi w gości.

Ale my urodziny obchodzimy i chciałam, żeby M. też coś ode mnie dostał w tym dniu. Trzeba to było zrobić zdalnie. Nie chciałam wysyłać paczki do Egiptu (na trzydziestkę to może i bym wysłała), bo nie wiedziałam, w którym mieście będzie w tym czasie, no i koszty to trochę mnoży. Więc plan jest taki, że prawdziwy prezent dostanie, gdy się spotkamy. A tymczasem…

Zrobiłam mu stronę internetową. Nie słitaśną, tylko taką w miarę przejrzystą, z naszymi zdjęciami, życzeniami itepe. Do tego trzy linki: do testu online na mój i nasz temat (zdał 20/29, jełop), do mini przewodnika po Polsce, gdzie mu opisałam i opatrzyłam zdjęciami miejsca, które chcę mu pokazać, i ostatni link do prezentacji w stylu historia naszego związku ze zdjęciami i muzyczką. Też bez słodzenia.

Efekt chyba osiągnięty, tylko… no muzyczka nie działa. Bo nie ma dobrego oprogramowania. Nothing original in Egypt, baby. Ale podobno prezentację i tak w kółko ogląda (a raczej oglądał, bo trzeba było wyłączyć komputer, bo teraz jest lato i czas ograniczania prądu społeczeństwu). Chyba fajnie tak dostać prezentację, w którą ktoś włożył trochę serca, a co się namordował, to jego.

Prąd nie działa, Power Point nie działa, system aplikacyjny nie działa. Więcej newsów, gdy się wreszcie ten wniosek wizowy uda wysłać, inszallah.

Wielkanoc

Wielkanoc

Tak sobie szukam w Internecie polsko-egipskich blogów i widzę, że nic nie ma… To znaczy, blogi naturalnie są, tylko nieaktualizowane od miesięcy. Czemu kobitki nic nie piszą?

W Polsce zaczynają się przygotowania do Świąt Wielkanocnych i mam nadzieję, że Warszawa opustoszeje, jak to się zwykle dzieje przy okazji wszelkich ferii, świąt i większych dni wolnych. Moje zaproszenie dotarło już na miejsce i zostało odebrane przez braciszka.

Chciałabym pokazać naszą polską Wielkanoc M., co z tego, że w Egipcie też to mają, jak co kraj, to obyczaj. Pokazać mu, co to znaczy wiosna, zrobić razem pisanki i potem zjeść je na śniadanie, pójść z koszyczkiem i na spacer po dzielnicy przy okazji, obejrzeć wspólnie coś głupiego w telewizji… Za dużo bym chciała 😦

Jak latać do Egiptu

Jak latać do Egiptu

Zależy, dokąd chcesz lecieć. Do ośrodków turystycznych jest najłatwiej, najszybciej i najtaniej. Biura podróży sprzedają bilety czarterowe w cenie od ok. 1200 do 1500 zł (takie ceny mi się trafiały, może szczęściarze znają lepsze). Zależy od terminu, wiadomo, że poza sezonem wakacyjnym jest taniej. Najlepiej lecieć na początku lub w połowie grudnia, kiedy nikt nie lata i masz pół samolotu dla siebie, tak między nami :).

Jedne biura mają przeloty czarterowe w swojej standardowej ofercie, inne sprzedają dopiero wtedy, gdy zostały wolne miejsca w samolocie, bo klienci nie chcieli rezerwować hotelu. W każdym przypadku idziesz do zaufanego biura podróży i pytasz o aktualne ceny przelotów czarterowych. Jeśli dobrą cenę oferuje biuro, które regularnie sprzedaje bilety, podpisujesz umowę, płacisz i lecisz. Czasem natomiast trzeba trochę poczekać na odpowiedź od biura, które czeka ze sprzedażą biletów aż się nie sprzedadzą oferty pobytowe z hotelem. Tak czy tak, cena biletu czarterowego jest nieporównywalnie lepsza od zwykłego lotu rejsowego. Może nie umiem szukać, ale ilekroć szukałam biletów do Sharmu na zwykłe linie (tanie czy nie tanie), różnica była mniej więcej taka:

lot rejsowy z jedną lub dwiema przesiadkami (nie ma bezpośrednich do Sharmu), czas ok. 22 godziny, cena 2500-2800 zł

czy

lot czarterowy bezpośredni do Sharmu, czas 4,5 godziny, cena 1200-1600 zł?

Czartery mają oczywiście kilka wad. Zauważyłam, że w sezonie letnim i zimowym od zeszłego roku wszystkie loty z Polski odbywają się jednego dnia w tygodniu, we wtorek. Czyli lecisz we wtorek i wracasz we wtorek. Nie każdemu to pasuje. Pamiętam, jak codziennie wchodziłam na stronę z rozkładem lotów i sprawdzałam, czy nie zmieniły się godziny wylotu, bo mogłam lecieć tylko wieczorem.

Druga, ważniejsza i przecząca logice (i chyba łamiąca wszelkie możliwe prawa ruchu lotniczego) kwestia to to, że lotem czarterowym możesz wrócić do Polski maksymalnie po 30 dniach pobytu. Ściślej mówiąc, najpóźniej trzydziestego dnia pobytu. Co to komu w Egipcie przeszkadza, jakim lotem wraca Polak do domu? Pasażer jest klientem biura podróży czarterującego lot, a nie lotniska w Sharmie. Ale tu jest Egipt, proszę Państwa, trochę równoległa rzeczywistość.

Mi udało się wrócić ostatnio właśnie trzydziestego dnia pobytu. Jeden z ostatnich kontrolerów na lotnisku chciał pokazać trochę władzy (i być może pokazać szefom, że jego stanowisko pracy nadal jest potrzebne) i bardzo przyglądał się mojej wizie. Nawet zawrócił do kontrolera paszportowego (jedynego trzymającego władzę, ale ten też by chciał), potem znowu na swoje krzesełko, aż w końcu wziął ode mnie długopis (sam nie miał) i poprawił szlaczek oznaczający datę mojego przylotu. Nic więcej się nie działo. To był prawdopodobnie zbieg dwóch kończących się tego samego dnia terminów – mojej kupionej na lotnisku wizy i ostatniego dnia na lot czarterem.

Jakimś pomysłem jest lot w jedną stronę czarterem, a powrót lotem rejsowym, co na pewno podnosi znacznie cenę, ale pozwala być trochę dłużej w Egipcie.

Złota rada :). Jeśli zdecydujesz się na wylot w listopadzie lub grudniu (co z naturalnie polskich względów polecam), poproś w miarę możliwości o miejsce w samolocie przy przejściu. Potem szybciutko, gdy załoga pokładowa skończy boarding, bierzesz swoje rzeczy i przenosisz się na jeden z licznych, zupełnie pustych rzędów, w których możesz beztrosko przespać najbliższe cztery godzinki :).

Inni są sobie razem a my nie, czyli codzienność komunikacji

Inni są sobie razem a my nie, czyli codzienność komunikacji

Podstawową trudnością w związku z cudzoziemcem jest to, że on zwykle przebywa w innym kraju, niż Ty. Jeśli przyjechał do Polski, tu się poznaliście i razem tu żyjecie, to spoko. Ale czasem, jak w moim przypadku, poznajecie się za granicą i dopiero potem pojawia się pytanie, gdzie mieszkać. Cóż, na początku każde zostaje u siebie, bo związek jest zbyt młody, by podejmować rzutujące na wszystko decyzje o przeprowadzce. Czasem nawet nie wiesz, czy to już związek, czy jeszcze znajomość, a może już romans? To przeszkoda numer jeden, bo oznacza to, że musicie być, przynajmniej przez jakiś czas, osobno. Z pewnością nie sprzyja to łatwej ocenie poziomu relacji, w której nagle wylądowałaś.

Najprościej, gdy masz tyle szczęścia, że możesz pojechać tam jeszcze raz. I to szybko, bo na wczesnym etapie znajomości (a jaki może być inny po dwóch tygodniach?) łatwo o rozmycie kontaktów i ryzyko, że ogólnie nic z tego nie będzie. Od mojego powrotu do Polski poleciałam do Egiptu łącznie jeszcze cztery razy. Kolejno na dwa, jeden, jeden i cztery tygodnie. Za każdym razem był to pobyt w Sharmie i tylko w Sharmie. Raz do hotelu, żeby lepiej rozeznać sytuację, potem już dwa razy na wakacje z nim, a na koniec pół na pół. Właśnie kilka dni temu wróciłam z tego ostatniego czterotygodniowego pobytu. Moja sytuacja zawodowa i finansowa pozwalała mi na te częste wyjazdy i za to dziękuję Bogu. Gdybym miała inną pracę, być może nic by z tego nie wyszło.

Pytasz, czemu on nie przyjedzie do Polski? Ależ proszę bardzo, niech przyjeżdża, droga wolna, tylko namów konsula, żeby dał mu wizę. Blisko 95 procent ich podań jest obecnie odrzucana. Ma to na pewno związek z sytuacją w Egipcie i Polacy nie chcą, by Egipcjanie czy inni Arabowie uciekli do naszego pięknego zimnego kraju. Ja kupuję sobie wizę egipską za 15 dolarów u nich przed kontrolą paszportową, oni muszą dostać taką samą wizę, jak my do Stanów. Na początku nie masz ani ochoty, ani czasu, żeby uruchamiać wszystkie procedury. Po prostu chcesz się z nim zobaczyć, więc sama wsiadasz w samolot. Bo tak jest prościej.

Swoją drogą, przyjazd M. do Polski będzie u nas następnym krokiem, ale o tym kiedy indziej.

Gdy jesteście razem, każdy dzień jest świętem. To ogromna zaleta tego związku. Ale to nie prawdziwe życie i my to doskonale wiemy. Za każdym razem wakacje się kończą i wracasz na naprawdę już znienawidzoną halę odlotów w Sharmie. Różnica jest tylko taka, że z każdym razem jest trochę lżej. Najgorszy moment to rozstanie przed odprawą, a potem jest już tylko lepiej, bo zaczynasz myśleć o następnym spotkaniu. Najgorsze za Tobą.

Co się dzieje pomiędzy nielicznymi spotkaniami w Egipcie? Większość Waszego związku opiera się właśnie na tych okresach w międzyczasie i na… technologiach Internetu. Możecie testować wszystkie dostępne w Play Store komunikatory i niektóre naprawdę działają. Mam je poinstalowane wszędzie – na telefonie, tablecie i komputerze. Staramy się raz dziennie porządnie rozmawiać przez mikrofon i słuchawki (błogosław dobre wi-fi, jeśli takie masz). Poza tym ciągle, dziesiątki razy dziennie, piszemy. Nie ma porównania między pisaniem i rozmawianiem, ale jeśli to jedyne, co masz? Pisanie wcale nie jest fajne. Szlag Cię trafia od jego błędów językowych, gdy je czytasz, albo od problemów z łącznością. Wszystko trwa za wolno, nie możesz powiedzieć wszystkiego, co chcesz, bo nie masz na to czasu, albo nie da się tego opisać na klawiaturze. A czasem, gdy w końcu usiądziecie podczas jego przerwy i rozmawiacie normalnie przez mikrofon, to za chwilę wzywają go z powrotem do pracy i tyle Waszych rozmów na dziś.

Od wzajemnego zaufania i jakości tego związku będzie zależało, czy relacja się utrzyma. Trzeba mieć sporo samozaparcia, żeby nie odechciewało się pisania, dzwonienia i innego mordowania się o kontakt. Nie masz tego luksusu, żeby wsiąść wieczorem w autobus i pojechać do niego na herbatę czy umówić się na obiad. Nie obejrzycie sobie razem filmu ani nie zrobicie prasowania. Macie tylko te małe monitorki i czasem swój głos, który pozwala utrzymać śladową normalność w związku dwojga dorosłych ludzi. Łzawe? Ale taka jest prawda.

Na co trzeba być przygotowanym to jedno konkretne działanie, które będzie odtąd wypełniało wszystkie Twoje godziny, dni i tygodnie: wyczekiwanie. CIĄGLE i OD NOWA.

Tylko, że warto :).