Rejestracja egipskiego aktu urodzenia w polskim USC

Rejestracja egipskiego aktu urodzenia w polskim USC

Mamy za sobą około trzy miesiące pandemii koronawirusa. To jeszcze nie jej koniec, ale miasto powoli wraca do życia, tzn. uruchamiane są po kolei te wszystkie obszary aktywności, które zostały zamknięte z powodu wirusa. Czasem sobie myślę, czy ta epidemia nie okaże się naszym wydarzeniem pokoleniowym? Epidemii różnych mieliśmy co roku chyba po kilka, ale jeszcze ani razu nie zamknięto nas w domach. Nagle wszystko stało się problemem, od zakupów spożywczych, przez spotkania z rodziną i znajomymi, aż po plany wakacyjne. W co drugiej gazecie podejmowana była problematyka pozostawania pod jednym dachem z własnym mężem i jak to rujnuje nasze małżeństwa. Cóż, my w domu tego problemu nie znamy, bo M. nie miał żadnego dnia wolnego z powodu wirusa, tylko normalnie pracował w swoim sklepie i pracuje od poniedziałku do soboty 🙂 Jeszcze jesteśmy wszyscy zdrowi.

Wykorzystaliśmy fakt, że urzędy również są zamknięte, i złożyliśmy w tym czasie wniosek o rejestrację egipskiego aktu urodzenia M. w polskim Urzędzie Stanu Cywilnego. Trochę było to planowane od pewnego czasu, a trochę to wyszło na wariata, bo kto by się zajmował takimi rzeczami w trakcie pandemii. Ale to zadziałało! Wczoraj odebrałam na poczcie odpis zupełny aktu urodzenia M., z polskim orzełkiem. Myślałam, że to będzie droga przez mękę z tym aktem, a wyszło zupełnie na odwrót. Już opowiadam, może komuś się to przyda :).

W lutym znajomy znajomego przywiózł egipski akt urodzenia M. z Egiptu. Jak to z papierami w Polsce bywa, trzeba było zacząć coś działać, bo urzędy lubią przyjmować dokumenty nie starsze niż trzymiesięczne. Zgłosiliśmy się do naszej Pani tłumacz z naszego ślubu cywilnego i przetłumaczyła nam akt urodzenia na język polski. Co ważne, pokazałam Jej nasz polski akt małżeństwa i inne dokumenty, żeby była spójność w nazwiskach. Nawet Pani tłumacz obawiała się reakcji USC, no ale.

Krótko potem okazało się, że wszystkie urzędy są zamknięte i w ogóle większość spraw powinna być wstrzymana. Ale o dziwo rejestracja zagranicznych aktów stanu cywilnego dalej działała sobie w najlepsze, z tą różnicą, że wszelkie wnioski należało składać pocztą. No to wydrukowaliśmy wniosek, poszukałam w Internecie, jak to wypełnić, bo jak to w urzędach, jak widzisz czasem taki formularz, to nie wiesz jak się nazywasz. Następnie zebraliśmy wszystkie dokumenty, które mogłyby nam ułatwić załatwienie sprawy, również te, które nie były nigdzie wyszczególnione:

1. Uzupełniony wniosek o rejestrację egipskiego aktu urodzenia
2. Oryginał egipskiego aktu urodzenia
3. Tłumaczenie przysięgłe egipskiego aktu urodzenia na język polski
4. Ksero naszego aktu małżeństwa
5. Ksero pierwszej strony paszportu M. (strona ze zdjęciem)
6. Ksero jego aktualnej karty stałego pobytu
7. Dowód opłaty za rejestrację zagranicznego aktu urodzenia (50 zł, a potem okazało się, że 39, a na akcie jest 50, hm)

We wniosku dopisałam profilaktycznie mój numer telefonu. Słusznie, jak się okazało.

To wszystko włożyliśmy do koperty, kopertę do grubszej koperty i przesyłka pojechała kurierem do konkretnej filii USC. Było to na początku maja. Od tego czasu co jakiś czas sobie przypominałam, że w każdej chwili może zadzwonić do mnie jakiś urzędowy numer stacjonarny i zacznie się wielka awantura. Że nazwiska złe, że w ogóle moje nazwisko jest złe, że trzeba chyba przynieść inne tłumaczenie, że nic z tego nie będzie. A tu cisza! Nie pracują czy jak? Po czym w ostatnich dniach maja odebrałam telefon z USC, że musimy (a raczej M. musi) napisać maila z informacją, czy prosi o zwrot nadpłaconych 11 zł czy się ich zrzeka oraz czy odbierze akt urodzenia osobiście, czy pocztą. Zapytałam, jak wolą. Pan na to, że obecnie jeszcze nie przyjmują interesantów i że nie wie, jak będzie za parę dni, bo nikt im nic nie mówi :). No to pocztą oczywiście! Zapytałam, czy nie było jakichś problemów ze sporządzeniem tego aktu? Pan stwierdził, że to nie on sporządzał, ale wszystko wygląda ok. Myślałam, że to chyba jakiś cud się zdarzył.

I rzeczywiście! Tydzień później przyszło awizo, odebraliśmy, mamy polski akt urodzenia M. i to sporządzony bez błędów. Bez biegania do urzędów i tłumaczenia się z trzech nazwisk M. O, właśnie, tak w temacie: na polskim akcie urodzenia M. ma jedno imię i trzy nazwiska. I nikt z nami o to nie walczył. Żeby nie było, że się nie da :).

A całe to zamieszanie było po to, byśmy mogli wkrótce wykonać kolejny krok: wniosek o polskie obywatelstwo do Prezydenta RP :).

And no one dared disturb the sound of silence

And no one dared disturb the sound of silence

Spokojnie ale pracowicie i dość szybko mija pierwszy miesiąc kolejnego roku. Jednocześnie jest to pierwszy miesiąc na karcie stałego pobytu M. Ilekroć sobie o niej przypominam, czuję ulgę i jakąś taką lekkość na sercu. Jednak to jest inne samopoczucie, niż na karcie czasowego pobytu. Niby wszystko jest tak samo, a zupełnie inaczej. Jak ze ślubem!

Nie odzywałam się ostatnio, bo od czasu odbioru karty nie zadziało się nic szczególnego w naszym małym życiu. W przeciwieństwie do kraju, dla którego tegoroczny styczeń jest fatalny i na wiele lat taki pozostanie w publicznej pamięci.

Niedługo minie też rok od wizyty M. w Egipcie, ale na razie się tam nie wybiera. Postaram się dawać znaki życia częściej, niż raz na sto lat ;).

 

Karta stałego pobytu

Karta stałego pobytu

M. odebrał dziś kartę stałego pobytu! O pozytywnej decyzji wiedzieliśmy już 10 dni temu, ale nie chciałam nic pisać, dopóki nie będzie karty w ręku. Wiecie, zapeszanie, odpukiwanie, myślenie magiczne i te sprawy ;). M. w czerwcu złożył wniosek o stały pobyt. Cała procedura potrwała niemal równe pół roku. Dzisiaj chciałabym Wam opowiedzieć, co w międzyczasie się działo, a działo się więcej, niż przy pierwszych dwóch kartach. Przez jakiś miesiąc od złożenia wniosku była cisza, po czym w pewnych odstępach czasowych zdarzyły się trzy rzeczy.

Pewnego lipcowego wieczora do naszych drzwi zadzwonił… pan policjant. Ja byłam wtedy u dentysty, M. był w domu. Podobno mamy farta, bo kontrole chadzają też w ciągu dnia, kiedy ludzie są w pracy. Policjant był sam, nie chciał wejść do środka. Poprosił M. o pokazanie paszportu i chyba karty pobytu, mojego paszportu nie chciał zobaczyć. Miał ze sobą jakiś dokument, na którym M. widział swoje nazwisko. Pan zapytał tylko, czy M. tu mieszka i poszedł. Po czterech latach pobytu M. w Polsce po raz pierwszy ktoś do nas oficjalnie przyszedł :).

Druga rzecz wydarzyła się pod koniec sierpnia, udowadniając, że ja to jednak powinnam czasem zagrać w totka. Mówiłam M. do znudzenia, że co będzie, jak przyjdzie jakieś pismo, a my będziemy akurat na urlopie w Tunezji. Co Ty, jakie pismo po dwóch miesiącach, teraz się dziewięć miesięcy minimum czeka na jakikolwiek znak życia z urzędu. No to proszę bardzo, pismo przyszło idealnie w środku naszego wyjazdu, a konkretnie w moje trzydzieste urodziny.

W rezultacie, ledwieśmy siedli na Okęciu, a wracaliśmy nocą, po śniadaniu M. poszedł odebrać awizo. Nie dałabym rady odsypiać koszmarnego swoją drogą lotu, zastanawiając się, ki diabeł czeka w tej kopercie na poczcie. Okazało się, że nie było się zbytnio czego bać!

M. otrzymał wezwanie do dostarczenia dodatkowych dokumentów do jego wniosku o pobyt stały. To dokumenty z kategorii tych, które nie są uwzględniane na żadnych listach w Internecie. Gdybyśmy wiedzieli, że trzeba takie coś złożyć, to przecież byśmy to zrobili już w czerwcu. W skrócie, poproszono go (a może i mnie?) o przyniesienie dokumentów potwierdzających wspólne zamieszkanie i prowadzenie wspólnego gospodarstwa domowego. Jako przykład zostały zaproponowane wspólne zdjęcia z różnych okresów, w tym z uroczystości rodzinnych lub wspólnych wyjazdów. Do tego jakieś umowy najmu, wspólne rachunki, wspólne konto bankowe. Na końcu „itp.”.

Wywołaliśmy nieco ponad 80 zdjęć ze wszystkich wspólnych lat. Dodaliśmy do tego kilka (naście… jak nie więcej) potwierdzeń przelewów za czynsz, telewizję, prąd, jego telefon. Rachunki są ogólnie na moje nazwisko, ale płacimy różnie, z naszych obu kont. Raz ja, raz on. Dołączyłam do tego przykładowe faktury, żeby było widać, że są wystawione na mnie. Dodałam jeszcze potwierdzenie mojego zameldowania na pobyt stały w naszym mieszkaniu, potwierdzenie prywatnego ubezpieczenia dla nas w mojej pracy i nawet ksero zaproszenia na ślub ;).

M. miał 14 dni na doniesienie tych dokumentów, od dnia doręczenia pisma. Wyrobiliśmy się w tydzień. Żeby złożyć takie dokumenty, trzeba umówić się na wizytę w systemie rezerwacyjnym Urzędu. W treści pisma był chyba nawet wklejony bezpośredni link do zapisów, konkretnie do danego pokoju. Co ciekawe, tych dokumentów nie można składać bez uprzedniej rezerwacji internetowej, czyli że tak powiem z ulicy. W urzędzie nie mają nawet numerków do tego pokoju, trzeba go wydrukować z systemu. M. poszedł sam na umówiony termin i sobie poradził. Pani mówiła po polsku, jakoś się dogadali. Podobno uznała, że wszystko wygląda bardzo „pięknie”, co dało nam złudną nadzieję, że może to już koniec zadań w drodze do karty stałego pobytu. A tu wcale nie!

Tydzień z kawałkiem później M. wraca do domu wieczorem z pracy i zahacza go jeden z panów ochroniarzy, który pracują w recepcji naszego budynku. Szybko zeszłam na dół i ja. No i dowiadujemy się, że w ciągu dnia przyszło tutaj dwóch panów, bez mundurów, ale raczej takie byczki, i pytali pana ochroniarza, czy kojarzy takiego tajemniczego pana, jak w rysopisie – i obok rysunek twarzy M. Mieli moje zdjęcie jak do dowodu, ale zdjęcia M. już nie. Ponoć wyglądało to jak coś w stylu portretu pamięciowego, co wpędziło mnie trochę w konsternację, no bo na co w takim razie drukowaliśmy te osiemdziesiąt z hakiem zdjęć. O kopiach paszportu i obu poprzednich kart, a nawet świeżo zrobionym w czerwcu zdjęciu do nowego wniosku nie wspominając. Raczej wizerunek M. gdzieś w rejestrach powinien wisieć, do jasnej Anielki. Panowie pytali, czy my tu mieszkamy, czy jesteśmy razem, czy pracujemy, czy są na nas skargi. Jesteśmy dalecy od imprez i burd i raczej chodzimy spać o dziesiątej, w przeciwieństwie do co poniektórych sąsiadów. A nawet gdybyśmy hałasowali do drugiej w nocy, to czy to ma coś wspólnego z naszymi paszportami HMM?

Panowie podobno rozmawiali też z jedną panią z osiedla. Jak na względnie nową warszawską wspólnotę mieszkaniową przystało, prawie nikt tu nikogo nie zna, relacje sąsiedzkie ograniczają się do „dzień dobry”, przy czym do niektórych panów to trzeba tak przez megafon, bo sami się pierwsi nie odezwą. Nie wiem, czy ta sąsiadka nas kojarzy, ale oczywiście miałam taką nadzieję. Panowie powiedzieli ochroniarzowi na koniec, że M. złożył wniosek o stały pobyt, co pan ochroniarz pomylił z obywatelstwem i musiałam go wyprowadzić z błędu. No ale w sumie dla niewtajemniczonych Polaków obywatelstwo czy stały pobyt, ten sam pies. Problem był taki, że pan nie zapytał panów, skąd są, ani żeby pokazali jakieś dokumenty, dowody czy legitymacje. W związku z tym nie wiemy do końca, kto to był, albo z jakiej instytucji. De facto pan ochroniarz rozmawiał o mieszkańcach budynku z jakimiś kolesiami niewiadomego pochodzenia. Wieczorem był mocno przerażony, jak przyszłam do niego zapytać o wszystko ja i jeszcze dwie doroślejsze osoby z mojej rodziny :). W sumie wyboru instytucji zbyt dużego nie ma, kontrola mogła przyjść albo z Urzędu Wojewódzkiego (inspektorzy?), albo z Policji (już była wcześniej), albo z ABW, albo ze Straży Granicznej.

Ja wiem, że kontrole się zdarzają, że wszyscy święci przychodzą do domu i szukają szczoteczek do zębów, ale w naszym przypadku takie coś zdarzyło się po raz pierwszy. Po ponad czterech latach pobytu M. w Polsce nagle przychodzą wszystkie kontrole. No, może tej szczoteczkowej jeszcze nie było. Chyba trochę tracą czas, bo mogliby się wziąć za prawdziwych krętaczy i pary, które robią biznes wizowy, bo podobno to jest właśnie powód tych wszystkich procedur i kontroli, na które skazane są normalne międzynarodowe związki. To jest ten moment, w którym dziewczyny Egipcjan mogą sobie podać rękę na wspomnienie tego mega wielkiego prześwietnego biznesu życia, jaki to na małżeństwie z arabskim chłopakiem ukręciłyśmy ;))) Hajs taki, że hej!!! Na tym etapie, po wszystkich procedurach, przez które już przechodziliśmy, urzędy powinny wiedzieć, kogo sprawdzać, a kogo nie. Być może dlatego to wszystko tyle trwa, skoro prześwietlają każdego jednego cudzoziemca. Dobrze to i niedobrze.

M. tylko ciągle powtarzał, że jak to, tak szybko te wszystkie kontrole i wezwania. Że ludzie czekają po dziewięć miesięcy i dopiero przychodzi pierwszy list. A u nas zaczęła się ta runda zaledwie miesiąc po złożeniu wniosku. Może urzędy postanowiły podkręcić tempo?

Po wizycie tajemniczych jegomościów nastała cisza i tak zostało już do końca. Chyba codziennie zaglądałam do skrzynki w oczekiwaniu na kolejne wezwanie, a zwłaszcza na zaproszenie na rozmowę do Urzędu. Naczytałam się, jak to przy karcie stałego pobytu bankowo robią wywiad, taki sam jak przy pierwszym wniosku o pobyt czasowy. Na szczęście takie zaproszenie do nas nie przyszło. Pewnego grudniowego dnia jak co rano zalogowałam się na stronę internetową z profilem M. w poszukiwaniu jakiejś aktualizacji statusu sprawy. Nie było nic nowego. Dwie, trzy godziny później, już sama nie wiem, co mnie tknęło by tam zajrzeć – jest! Komunikat „Karta do odbioru”. Pokazał się dokładny termin i miejsce odbioru karty pobytu. A za chwilę M. dostał SMS-a o podobnej treści. Karta była do odbioru za 10 dni.

Idealny prezent pod choinkę dla M. 🙂 Nadszedł czas na świętowanie. Zaczęliśmy 10 dni temu, po odczytaniu decyzji w Internecie. Jutro ciąg dalszy :). M. obiecał kupno szampana, swoją drogą pod warunkiem, który też został spełniony (i tak byśmy kupili, w każdym razie ja :)) – z tyłu na karcie wreszcie umieszczono jego (nasz) adres zamieszkania. Na pierwszych dwóch kartach Urząd nie wpisał adresu, choć M. miał meldunek. Już nie chciało nam się tych kart wymieniać, znajomi Ukraińcy mówili – po co stawać znowu w kolejkach, trzy lata szybko miną. Mieli rację. No ale tym razem adres zamieszkania się pojawił i całe szczęście, bo karta została wydana na 10 lat, tak jak nasze polskie dowody. O ten brak adresu na karcie za każdym razem pytali M. pracownicy Straży Granicznej na lotnisku, więc niby to mała rzecz, a jednak czasem się przydaje.

Towarzyszyłam M. dziś w urzędzie, wyrwałam się na godzinkę z pracy. Na miejscu wszystko poszło szybko, miło, bez kolejek, weszliśmy przed czasem. Gdy wyszliśmy z Urzędu, przypomniała nam się jedna rzecz: to chyba jest ten moment, w którym M. ucieka na Zachód! :)))

Radosnych, ciepłych, rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia dla wszystkich Czytelników! A przede wszystkim Świąt spędzonych u boku ukochanej osoby. My dziewczyny cudzoziemców umiemy to docenić ;).

Wniosek o pobyt stały

Wniosek o pobyt stały

M. złożył wczoraj wniosek o pobyt stały. W tym celu udaliśmy się razem do Wydziału ds. Cudzoziemców. Póki pamięć jest jeszcze świeża, opiszę szczegóły składania tego wniosku. Trzeba chyba zaznaczyć, że wniosek był składany w Warszawie, a wymogi dotyczące dokumentów są aktualne, hm, na dzień dzisiejszy :). M. złożył wniosek jako mąż obywatelki RP. W trakcie przygotowywania dokumentów kierowaliśmy się przede wszystkim informacjami zawartymi na stronie UDSC oraz na stronie warszawskiego Wydziału, ponieważ to w nim był składany wniosek.

Jeśli wniosek o pobyt stały ma być złożony na podstawie małżeństwa z Polakiem, wymagane jest przebywanie minimum 3 lata w tym małżeństwie oraz minimum 2 lata ukończonego pobytu czasowego w Polsce na podstawie tego małżeństwa. Oba wymogi zostały w przypadku M. spełnione, stąd i jego aplikacja o stały pobyt. Jego karta czasowego pobytu jest jeszcze ważna ok. pół roku od dziś, ale to nie przeszkadza, by wcześniej złożyć wniosek o stały pobyt.

Na złożenie wniosku można umówić się przez internet za pomocą kalendarza. Wspominałam Wam o tym niedawno w jednej z notek. Wniosek można też wysłać do urzędu pocztą, wtedy przychodzi pismo z wezwaniem do urzędu – trzeba pokazać paszport i dać odciski palców. Nie sprawdzaliśmy tej metody. Szczerze polecam zapisanie się przez internet 🙂

Dokumenty, które wczoraj złożyliśmy do wniosku o pobyt stały:

  • 2 wypełnione na komputerze i wydrukowane egzemplarze wniosku o pobyt stały, podpisane przez M. we wskazanych miejscach. Wniosek można wypełnić online i wygenerować sobie PDF-a na tej stronie. Właśnie z tego skorzystaliśmy
  • 4 zdjęcia jak do dowodu osobistego
  • potwierdzenie przelewu 640 zł – opłata skarbowa za wniosek o pobyt stały. Numer konta był na stronie warszawskiego Wydziału
  • 2 kserokopie wszystkich wykorzystanych stron w paszporcie i strony ze zdjęciem
  • 1 kserokopia aktualnej karty czasowego pobytu
  • oryginał odpisu aktu małżeństwa – Pani wolała oryginał, niż xero
  • 1 kserokopia mojego dowodu osobistego
  • PIT-y M. za ostatnie 3 lata – ksero całych PIT-ów i potwierdzenia złożenia; dwa razy było to UPO (M. złożył dwa PIT-y przez internet) i raz ksero pocztowego potwierdzenia nadania
  • 1 kserokopia aktualnej umowy o pracę
  • 1 kserokopia potwierdzenia ubezpieczenia
  • 1 kserokopia aktualnego zaświadczenia o zameldowaniu czasowym

Co do PIT-ów i umowy o pracę Pani nie była pewna, czy będą potrzebne, ale je wzięła, ponieważ jest wymóg nieprzerwanego pobytu i te dokumenty mogą się przydać jako potwierdzenie pobytu. Mieliśmy te wszystkie kopie ze sobą, bo chcieliśmy możliwie ograniczyć późniejsze wezwania do uzupełniania papierów. Mam nadzieję, że takich wezwań będzie jak najmniej, a najlepiej to żeby w ogóle ich nie było…

Pani po kolei prosiła o dokumenty, aż doszła do momentu pt. „Co jeszcze mamy na dzisiaj?” 🙂 i wtedy właśnie dałam jej PIT-y, umowę o pracę, meldunek i akt małżeństwa. W międzyczasie M. złożył odciski palców na tym małym skanerku. Pani dała mu też ten stempel do paszportu, potwierdzający z datą złożenie wniosku o pobyt stały. Rozmowa odbywała się w języku polskim, czyli w zasadzie ze mną ;), jedynie w sprawie odcisków palców Pani zwracała się po angielsku do M.

Na koniec wizyty M. dostał wydrukowane pismo będące potwierdzeniem złożenia wniosku. W treści pojawia się przewidywany termin rozpatrzenia wniosku, za niecałe cztery miesiące. Z tego, co słyszałam, to mało prawdopodobny termin, ale zobaczymy :). Do pisma podpięty był wydruk z loginem, hasłem, numerem sprawy i adresem strony internetowej, na której można się zalogować i sprawdzić status sprawy. Już tego samego dnia się zalogowałam i rzeczywiście wyświetla się numer sprawy M., data i godzina jej rejestracji w systemie oraz krótki komunikat, że wniosek jest w trakcie rozpatrywania.

Kilka wskazówek na temat składania dokumentów:

  • Wszystkie powyższe dokumenty trzeba mieć w oryginałach i kopiach. Pani zabiera kopie i poświadcza sobie za zgodność, oryginały trzeba tylko pokazać. Np. mieliśmy ze sobą trzy zaświadczenia o czasowych meldunkach, plus ich kserokopie. Niestety tylko dwa były w oryginałach, bo naprawdę nie wiem, gdzie posiałam trzeci oryginał. No to kopii tego trzeciego Pani nie chciała wziąć. Ale koniec końców i tak wzięła tylko ostatnie, najnowsze zaświadczenie, które na szczęście mieliśmy w oryginale i w kopii.
  • Odpis aktu małżeństwa musi być wystawiony najwcześniej 3 miesiące przed złożeniem wniosku. Ja uzyskałam nowy odpis w maju.
  • Akt małżeństwa daliśmy w oryginale, chociaż mieliśmy też kopię. Pani uznała, że akt małżeństwa jest ważny tylko 3 miesiące, więc nie będzie nam już potrzebny, hm 🙂
  • Egipcjanin nie ma nazwiska (akurat w tym urzędzie :)), więc we wniosku nie wpisuje się nazwiska. Wszystkie imiona wpisujemy w polu „imiona”. Jeśli wypełniacie wniosek we wspomnianym wcześniej interaktywnym formularzu, system nie pozwoli pozostawić pola „nazwisko” pustego; można tam wpisać kilka spacji i przejdzie.
  • M. ma 4 imiona, one nie chciały się zmieścić w jednym polu „imiona”, ale na szczęście do dyspozycji są dwa takie pola (pewnie dla normalnych ludzi, którzy mają imię pierwsze i drugie :)). Wobec tego podzieliłam jego 4 imiona na dwie części i wpisałam po dwa w oba okienka. W wygenerowanym wniosku w PDF-ie wszystko prezentuje się po prostu jako „imiona”.
  • Ponieważ pole „nazwisko” jest puste, trzeba je po wydrukowaniu wykreskować.
  • We wniosku nie ma miejsca (nie ma nawet okienek, krateczek) by przy dacie dopisać miejsce złożenia. Dopisałam ręcznie „Warszawa” nad datą na prośbę Pani.
  • Cudzoziemiec podpisuje wniosek w kilku wskazanych miejscach całym swoim full name, czyli trzeba podpisać się wszystkimi członami nazwiska.
  • Wniosek w formularzu online wypełniałam drukowanymi literami, tzn. na Caps Locku. Nie wiem, czy system sam by sobie zmienił zwykłą czcionkę na litery drukowane. W każdym razie wniosek musi być wypełniony drukowanymi literami, również na komputerze.

 

System kolejkowy na miejscu w urzędzie 🙂

Na duży plus oceniam organizację składania wniosków w urzędzie. To już nie te czasy, że stało się godzinami w kolejkach. Termin złożenia wniosku rezerwujemy przez internet, czyli wybieramy dzień i godzinę (z dokładnością do chyba 20 czy 25 minut). Po dokonaniu rezerwacji system generuje nam bilet o dziwnym numerze typu X523. Trzeba to wydrukować i wziąć do urzędu, bo to jest właśnie nasz numerek jak na poczcie.

Na stronie warszawskiego Wydziału doczytałam, że do pokoju, gdzie składamy wniosek, wchodzi się po wezwaniu, tzn. po wyświetleniu naszego numerka. Na stronie podane były dwa pokoje, w przypadku Warszawy są to pokoje nr 10 i 11. Idziemy pod te drzwi, po drodze omijamy kolejkę osób do biletomatu (w jakichś przypadkach nadal trzeba pobierać numerki, ale jeśli masz rezerwację internetową, to nie pobierasz). Na korytarzu są monitory, na których wyświetlają się nasze numerki i numer pokoju, do którego trzeba wejść. Ponadto nad drzwiami pokoi też są wyświetlacze, tak samo przy biurkach w tych pokojach (w „naszym” pokoju wnioski przyjmowało ok. 6 osób). I nie ma co się martwić, wszystko się na miejscu zgadza.

Warto tylko wiedzieć, że w jednej minucie może się wyświetlić numer X520, tuż po nim X525 a potem X517. To nic nie szkodzi, po prostu taki tam mają system :). Jak byliśmy w środku i Pani sprawdzała nasze dokumenty, w międzyczasie zajrzały dwie osoby z pytaniem, czy ich numerek może już był. Polecam być trochę wcześniej w urzędzie, żeby się niczym nie przejmować i śledzić te numerki. U nas było opóźnienie ok. 20 minut.

Gdy czekaliśmy na naszą kolej, w międzyczasie z jednego pokoju dwa razy wyszła jedna Pani i pytała na głos, czy ktoś czeka „z listy rodzinnej”. Nikt nie czekał. Nie wiem, co to za lista, nigdzie nic nie wisiało, ale może Wam się przyda taka informacja.

Także, podsumowując te techniczne sprawy, jeśli zapisałaś się na złożenie wniosku przez internet, to nie musisz już szukać żadnych list, chodzić do portierni itp. Idziesz ze swoim wydrukowanym numerkiem pod odpowiednie drzwi i czekasz, aż Cię wyświetlą :).

Sama wizyta przy biurku trwała u nas ok. 20 minut. Niektórzy siedzieli dłużej, bo brakowało jakichś kopii, zdjęć, wpłat. Najlepiej mieć to wszystko ze sobą przygotowane, żeby jak najszybciej załatwić sprawę i iść do domu. Ja tego dnia wzięłam wolne, ale M. musiał jechać do pracy. Po złożeniu wniosku wyszliśmy niestety na deszcz, załatwiliśmy dla M. jeszcze Kartę Warszawiaka korzystając z chwili wolnego (opowiem innym razem) i poszliśmy na krótką kawę. I wtedy dopadło mnie zmęczenie oraz… wielka ulga :).

Zrobiło się gorąco

Zrobiło się gorąco

Od paru dni próbuję zapisać M. na składanie wniosku o pobyt stały. Tym razem można to zrobić za pomocą specjalnego systemu, który, cóż, nie działa. Zaglądałam do niego co parę dni już od jakiegoś czasu, ale dopiero od niedawna poluję na jakiś termin złożenia wniosku. Do wniosku o pobyt stały cudzoziemiec musi być minimum trzy lata mężem (bo M. akurat będzie opierał swój wniosek na małżeństwie). Zaraz nam trzy lata miną. A system nie działa! 🙂

Pamiętam jego pierwszy wniosek i godziny spędzane w kolejkach na korytarzu na Długiej. Na drugą kartę już się umówił telefonicznie, a teraz, na trzecią, dołączyli system elektronicznej rejestracji. Wszystko teraz jest w systemach. Może w końcu zadziałają 🙂

Od ponad miesiąca się nie odzywałam. Odkąd pamiętam, maj zawsze był ciężkim miesiącem. Nagle wszyscy się orientują, że nic nie jest zrobione, a zaraz będzie sezon urlopowy / wakacje i zachciało się nadrabiać całoroczne braki. Tym samym nie wiem, kiedy ten miesiąc minął, ale może zacznie się trochę sytuacja uspokajać. Idzie Boże Ciało, pracownik roku jak zawsze będzie w pracy, na przykład szkoląc się z RODO 🙂 I mam nadzieję, że najbliższym dniom będą towarzyszyły te cudowne, około trzydziestostopniowe temperatury. Bo wreszcie przyszedł… czerwiec :).


Później, tzn. następnego dnia rano


Jest termin! W domu to M. zwykle przypominał mi, że a może by tak sprawdzić w systemie, czy coś się ruszyło. Nie to, żeby nie umiał obsługiwać komputera / czegokolwiek mobilnego, ale tak to już w naszej rodzinie jest, że co sprawa urzędowa, to ja. Odświeżyłam stronę w telefonie i… bingo! System nagle postanowił działać. Szybka decyzja co do godziny, wpisujemy kilka danych osobowych M. i załatwione. M. dostał potwierdzenie rezerwacji terminu spotkania z informacją o dniu, godzinie i z numerem biletu. Nie ma numeru pokoju, ale to pewnie znajdzie się już na miejscu.

Wysłałam przez ePUAP wniosek o wydanie odpisu aktu małżeństwa, bo trzeba dołączyć do wniosku odpis nie starszy, niż trzymiesięczny. Małżeństwo było zawierane w innym USC, niż ten, obok którego teraz mieszkamy (chociaż też w Warszawie). Odpis odbiorę osobiście, będzie gotowy za 10 dni. Niby można wydrukować wersję elektroniczną, ale przypadkiem widziałam na którejś ze stron Urzędu Miasta, że wydruk z wersji elektronicznej nie jest dokumentem urzędowym. Urzędowa jest tylko wersja elektroniczna załączana online np. w jakichś formularzach. Dmuchajmy na zimne, niech będzie tradycyjny dokument.

Do tego M. (tzn. ja) wypełni wniosek o pobyt stały, teraz można to zrobić w interaktywnym formularzu na stronach UdsC, który, hm, nakazuje wpisanie nazwiska. Może kreseczki w tym miejscu przejdą? A co tam, spróbujemy. Wydrukujemy tego kilka sztuk, bo nie doszukałam się jeszcze jednolitej wersji wydarzeń, ile tych egzemplarzy wniosku faktycznie ma być.

Plus ksera wszystkich wykorzystanych stron w paszporcie, strony ze zdjęciem, mojego dowodu osobistego, może jeszcze potwierdzeń jego czasowych meldunków i umowy o pracę. No i 4 zdjęcia. Tak na szybko prezentuje się lista dokumentów do zebrania. Zleciały trzy lata 🙂

 

Jeszcze później, tzn. po jakichś 3 godzinach

 

Odpis aktu małżeństwa jest już do odbioru w moim obecnym USC, także wraca wiara w systemy informatyczne naszych Urzędów :).

Meldunek czasowy

Meldunek czasowy

Byliśmy dziś w naszym urzędzie dzielnicy, by zameldować M. na pobyt czasowy, a konkretnie na cały okres ważności jego nowej karty. Ściągnęłam wniosek z internetu, wypełniłam i udaliśmy się do urzędu. Trafiliśmy na tego samego pana, który nas meldował w lipcu. I co się okazało…

Cóż, wniosek wypełniłam jak zawsze, imię i trzy nazwiska M. Powinnam się już chyba nauczyć, że nie powinnam tak robić, jeśli nie chcę sobie przysparzać kłopotów. Pan stwierdził, że M. ma nadany PESEL i był dotychczas meldowany z czterema imionami i zupełnym brakiem nazwiska. To prawda, Egipcjanie nie mają nazwisk tylko full name, na tej samej zasadzie mają przyznawane karty pobytu. Ale że przyzwyczaiłam się do wpisywania trzech nazwisk, bo co instytucja, to coraz większe oczy, że jak to nie ma nazwiska… Pan uznał, że może zameldować M. z czterema imionami i brakiem nazwiska, co my przyjęliśmy z radością i ulgą, że w końcu uda się wykonać tę czynność, po raz drugi u tej samej osoby a po raz czwarty w ogóle.

Ale pan w urzędzie nie oszczędził nam wykładu, że USC zwariowało, wydając akt małżeństwa na imię i trzy nazwiska. Nie miał tego aktu przed sobą, ale nas zapytał, a my powiedzieliśmy prawdę. USC bardzo chciało rozgraniczyć imię od nazwiska, więc zrobili, jak chcieli. M. ma jedno imię i trzy nazwiska na akcie ślubu. Według pana z dzisiejszego urzędu jest to wielki problem, wielki błąd, samowolka USC i musimy iść walczyć, bo nie może być tak, że w jednym urzędzie człowiek ma trzy nazwiska, a w innym nie ma żadnego. Do tego jeszcze kwestia mojego nazwiska i nazwiska dzieci, według pana będę musiała powymieniać wszystkie dokumenty, bo… Bo co? Bo moje nazwisko jest niezgodne z (nie wiadomo) czym? Niemożliwe? MOŻLIWE! Dodałam, że znam parę dziewczyn, które mają podwójne nazwiska, tak jak ja, i że USC najwyraźniej zawsze postępuje tak samo. To jeszcze bardziej pana oburzyło.

Koniec końców dostaliśmy meldunek na cztery imiona i brak nazwiska, więc po bólu. Ale co się nasłuchałam, to moje.

Najlepsze jest to, że on ma rację. Cudzoziemcy z milionem imion/nazwisk są traktowani w Polsce jak osoby bez nazwiska. Widać to w rejestrze PESEL oraz na kartach pobytu. USC widocznie działa sobie na innych zasadach i bardzo wymaga posiadania nazwiska. Więc sobie te nazwiska jakoś… tworzy. Pamiętam, że M. składał w USC jakieś oświadczenia, że w Egipcie jego pierwsze dwa imiona służą za imię i nazwisko, pozostałych na co dzień nie używa, że taka jest tradycja i praktyka. Pani tłumacz przetłumaczyła, podstemplowała, USC przyjęło. Być może kiedyś polska administracja zdobędzie się na stworzenie jednolitych procedur dla wszystkich urzędów, co robić z obcokrajowcami z krajów arabskich lub innych, gdzie obowiązuje inny system, niż w Europie. Teraz to by się trochę przydało.

Po załatwieniu sprawy w urzędzie udaliśmy się do banku, w którym M. ma konto, żeby zaktualizować adres zameldowania i wstukać do systemu jego nową kartę. Dotychczas M. miał w banku dwa adresy – egipski jako podstawowy adres zamieszkania i zameldowania (tak się wtedy pan uparł) oraz polski, jako adres korespondencyjny. Teraz ma już oba takie same, polskie. Z tym bankiem to też jest niezła heca. Co pracownik, to inne podejście:

1. Przy zakładaniu konta rok temu pan uparł się na adres egipski, jako adres podstawowy, bo M. ma kartę pobytu na rok, więc to nie jest jego stały adres, tylko czasowy. Co prawda to prawda.

2. Pani pół roku temu nie zgodziła się na zmianę adresu podstawowego na polski, bo polskiego adresu nie było na karcie pobytu. Ale jak państwo dostaniecie nową kartę z polskim adresem, to zmienimy.

3. Pani dzisiaj zgodziła się na zmianę adresu podstawowego na polski, bo jest karta pobytu na 3 lata, nadal bez adresu. Za to adres pokazaliśmy na zaświadczeniu z urzędu dzielnicy, z którego wyszliśmy chwilę wcześniej. Pobyt nadal taki sam, czasowy. Nie stały. Nie szkodzi.

Ale liczy się efekt, więc to wszystko nieważne :). Znajomy Egipcjanin, od paru miesięcy w Polsce z roczną kartą, ma konto w tym samym banku i od razu dostał wpisany polski adres wszędzie. Wszystko zależy, na kogo się trafi oraz kto jak interpretuje sobie przepisy.

Druga karta pobytu

Druga karta pobytu

Nie chciałam się chwalić, dopóki nie dostaniemy jej do ręki ;). Dziś odebraliśmy drugą kartę pobytu. Urząd przeniósł się do budynku przy Marszałkowskiej 3/5, z zewnątrz wygląda bardzo niewyraźnie, ale wewnątrz jest sporo miejsca i trochę więcej nowoczesności. Odbiór kart pobytu odbywa się zgodnie z ustaloną listą godzinową, nie ma przepychanek, nie ma wystawania przy klamce itd. O czasie, a nawet trochę przed, weszliśmy do przeszklonego pokoju, M. pokazał paszport i dał pani dowód przelewu za kartę (50 zł). Jeszcze parę podpisów, kolejne odciski palców, i karta była jego.

I teraz punkt programu: pierwsze, co musimy zrobić, to JĄ WYMIENIĆ! Znajomy Egipcjanin pękał ze śmiechu, jak się dowiedział. Otóż, na karcie nie podano adresu zameldowania M. To fakt, meldunek miał do 1 października, czyli tak, jak kończyła mu się pierwsza karta. Po 1 października nie mogliśmy go zameldować na ciąg dalszy, bo nie miał jeszcze nowej karty. A jeśli się nie zameldujesz, nie dostaniesz adresu na nowej karcie. Ot, taka luka w przepisach, ale czy to na pewno luka?

Myślę, że nasz bardzo duży błąd polegał na tym, że nie poszliśmy do naszego urzędu dzielnicy po 1 października z jego paszportem w ręku. W paszporcie miał wbity czerwony stempel, że w połowie sierpnia złożył wniosek o przedłużenie pobytu. Co do zasady, taki stempel legalizuje pobyt cudzoziemca w Polsce aż do momentu, gdy dostanie decyzję o zgodzie na pobyt czasowy (lub braku zgody). I tak sobie myślę, że trzeba było próbować zameldować go na jakiś (jaki? nie wie nikt) pobyt czasowy na podstawie tego stempla. Nie spróbowaliśmy. Rok temu nie chcieli zameldować z tym stemplem, pani uznała wtedy, że nie zamelduje M., dopóki ten nie dostanie karty pobytu. Ale to była inna dzielnica, a wiemy już, że dużo zależy od urzędnika. Czy lubi pomagać ludziom… Czy zjadł dobre śniadanie… Czy karpiówka nie będzie niższa, niż rok temu… Itd. 🙂 Nie wyśmiewam się, sama raz miałam karpiówkę i kocham ten fundusz socjalny. Ale urzędnicy np. w Zakopanem przy innej okazji nie chcieli nam pomóc, bo nie i już, więc wiecie.

A więc na pierwszej karcie też nie miał podanego adresu; nic z tym nie robiliśmy, bo było wiadomo, że to karta tylko na rok i nie ma co jej wymieniać, skoro za moment będzie się ubiegał o następną. (A tak naprawdę to jego obowiązkiem było natychmiast iść wymieniać, bo jak Ci się zmieniają jakiekolwiek dane na karcie, musisz poinformować o tym urząd w ciągu 14 dni. Koleżka nie poinformował i będzie się smażył w piekle. Było, minęło ;)).

Teraz, ponieważ ma kartę na trzy lata, w pierwszej kolejności idziemy do urzędu dzielnicy, meldujemy go, bierzemy zaświadczenie o tym meldunku i aplikujemy o wymianę karty. Kolejny wniosek, kolejne dwa zdjęcia, opłata, stanie w kolejce.

Pozytywną cechą nowej karty, poza jej długoterminowością :), jest wpisany numer PESEL (na pierwszej go nie było, bo wtedy jeszcze go nie miał) oraz informacja „Dostęp do rynku pracy”. Mąż to sobie może ;).

Jeszcze parę słów, wracając do tego niepoprawnego mieszania kultur. Czytałam gdzieś, że dziw bierze, że Polacy oburzają się najbardziej na atak na wegetarian i cyklistów, rasistowski podjazd dyskretnie przemilczając. Przyzwyczaili się? Nie sądzę. Chyba to jednak polega na czymś takim: jak można się czepiać wegetarian i cyklistów?!!! A co do mieszania ras… No masz pan trochę racji, co złego to nie ja, ale polemizował nie będę.

Ale będę teraz miała więcej wiary w ludzi. W końcu właśnie dostaliśmy kolejną kartę, udowadniając światu, że nie każdy Arab to terrorysta i przestępca. Z tego (tzn. z karty :)) się ogromnie cieszę i naszą radość pozostawiam jak zwykle w offlajnie.

Mędrcy świata, Monarchowie! Hej! 🙂

Decyzja

Decyzja

Urząd chyba zajrzał na mojego bloga ;). Właśnie przyszła decyzja o pozwoleniu na pobyt czasowy na trzy lata. Karta będzie do odbioru na początku stycznia, o konkretnej godzinie w konkretnym pokoju.

Dzisiaj świętujemy 🙂

Wniosek o kolejną kartę pobytu

Wniosek o kolejną kartę pobytu

Dwa dni temu wróciliśmy z podróży poślubnej. Było przepięknie, ciepło i szybko poczułam się wypoczęta. Potrzebowaliśmy tych paru dni po całym, bardzo ważnym roku. M. podziwiał i trochę kręcił głową, że w europejskim hotelarstwie uchodzą rzeczy, za które wyleciałoby się z pracy w Egipcie, a co najmniej miałoby się dywanik u szefa i kolejkę gości w recepcji składających pisemne zażalenia. Ale wakacje to wakacje, a na gwizdek, spośród wszystkich miejsc, w których byłam, byli tylko Egipcjanie :). Polacy oczywiście narzekali, my byliśmy zachwyceni bo nam się zawsze wszystko podoba.

To tak tytułem wstępu, żeby zapewnić Was, że u nas wszystko w porządku, trochę mnie tu nie było. Tym bardziej w porządku, że dziś załatwiliśmy kolejną ważną sprawę – złożyliśmy wniosek o przedłużenie pobytu czasowego. No to lecimy :).

Jak złożyć wniosek o kolejną kartę pobytu?

1. Wchodzimy na stronę Urzędu ds. Cudzoziemców (czyli tam, gdzie zaczynają się wszelkie poszukiwania i w ogóle to wszystkie drogi prowadzą na Długą ;)). Tam znajdujemy specjalny numer telefonu, dzwonimy i rezerwujemy dzień i godzinę spotkania w sprawie złożenia wniosku o pobyt czasowy. Opisywałam to na blogu jakiś czas temu.

2. Na tej samej stronie internetowej krok po kroku odnajdujemy swoją sytuację, np. czy cudzoziemiec jest małżonkiem obywatela polskiego, czy też studentem polskiej uczelni, czy ma pracę w Polsce itp. Musimy zdecydować się na jeden główny powód pobytu w Polsce. W naszym przypadku było to małżeństwo.

2. Gdy już znajdziemy opis swojej sytuacji, ściągamy wniosek o wydanie zezwolenia na pobyt czasowy. Nie ma specjalnego wniosku dla osób przedłużających pobyt. Warto wiedzieć, że od 17 lipca wniosek wygląda trochę inaczej, różnica dotyczy przede wszystkim powodu pobytu w Polsce. Wcześniej trzeba było go opisać w paru słowach, teraz wybieramy z listy.

3. Zbieramy pozostałe wymagane dokumenty. Od mieszanych małżeństw wymaga się ich bardzo mało.

4. Idziemy na umówioną godzinę do urzędu, znajdujemy swoje nazwisko na liście (list jest chyba dziesięć, po dwie do każdego pokoju, pani podczas tej rozmowy telefonicznej na początku informuje, na której liście jesteśmy).

Jakie dokumenty złożyliśmy dziś w urzędzie podczas tego spotkania:

1. Trzy egzemplarze wypełnionego na komputerze wniosku o wydanie zezwolenia na pobyt czasowy.

2. Dwie kserokopie pierwszej strony paszportu M. (ze zdjęciem).

3. Jedna kserokopia wszystkich zapisanych stron z paszportu (z pieczątkami, starą wizą itd.).

4. Kserokopia mojego dowodu osobistego.

5. Kserokopia odpisu aktu małżeństwa.

6. Kserokopia aktualnej karty czasowego pobytu M.

7. Cztery zdjęcia M., pani sprawdzała, czy twarz rzeczywiście zajmuje 70-80% zdjęcia, mają specjalny przezroczysty szablon na to.

8. Dowód opłaty skarbowej 340 zł za wydanie zezwolenia. Przelew M. zrobił wczoraj w domu, przynieśliśmy wydrukowane potwierdzenie. Dane do przelewu są na stronie Urzędu.

Pani sprawdza wszystkie kopie z oryginałami, poświadcza za zgodność po czym oddaje oryginały. Co ciekawe, musieliśmy poprawić jedną rzecz we wniosku. Mieliśmy wpisane trzyczłonowe nazwisko w polu „Nazwisko”, ale pani stwierdziła, że w tym przypadku nie ma nazwiska i musi być czteroczłonowe imię. Czyli inaczej niż rok temu. Skreśliliśmy, M. sparafował, wpisaliśmy gdzie trzeba i po bólu.

Pani wpisała od razu wniosek do systemu, M. dał odciski palców i dostał czerwony stempel do paszportu, taki sam jak rok temu. Na koniec otrzymał pismo z informacją, że decyzja będzie podjęta do tego i tego dnia i zostanie przesłana pocztą. Wraz z decyzją ma przyjść informacja, kiedy i o której godzinie będzie do odbioru nowa karta pobytu. Jest możliwe, że przez jakiś czas M. nie będzie miał karty pobytu. Wtedy może przebywać w Polsce na podstawie tego stempla w paszporcie.

Myślę, że nowy system składania wniosków jest znacznie lepszy niż ten stary. Poprzednio jeździliśmy kilka razy do urzędu i M. spędził parę ładnych godzin w kolejkach. Teraz załatwiliśmy wszystko za jednym razem i, odpukać, nie wygląda to źle.

Teraz pytanie tylko brzmi, czy będzie kolejna karta? Na rok? A może na dłużej?

Umówienie spotkania w Urzędzie ds. Cudzoziemców

Umówienie spotkania w Urzędzie ds. Cudzoziemców

Dobra wiadomość dla cudzoziemców ubiegających się o pozwolenie na pobyt czasowy lub przedłużenie tego pobytu. Dotychczas wnioski o kartę pobytu składało się w urzędzie ds. cudzoziemców lub jego filiach i przeważnie wiązało się to z wyjęciem z życia paru ładnych godzin spędzonych w kolejce na korytarzu. Jak było gdzie usiąść, to już coś. Teraz zmiana jest taka, że można na złożenie wniosku umówić się telefonicznie – i to działa!

Pod koniec zeszłego tygodnia postanowiłam zadzwonić. Przede wszystkim dlatego, że mi się to przypomniało :P. Karta M. kończy się na początku października, w sierpniu planujemy wyjazd i wypadałoby pomału zacząć zbierać dokumenty. Znalazłam na stronie urzędu specjalny numer przeznaczony na umawianie spotkań. Rozmowa była bardzo miła i krótka. Trzeba było podać imię i nazwisko cudzoziemca, jego narodowość i numer paszportu oraz datę zakończenia aktualnej karty pobytu (być może w przypadku pierwszej karty trzeba podać datę zakończenia wizy). Jak widać, spotkanie może umówić Polak w imieniu cudzoziemca. Dostaliśmy termin w połowie sierpnia, dostępne były też terminy w lipcu. Można sobie trochę wybrać :).

To oznacza, że czeka nas powtórka z rozrywki z wypełnianiem wniosku i zbieraniem dokumentów. Tym razem podobno ma być trochę łatwiej, bo w przypadku małżeństwa nie trzeba wykazywać źródła utrzymania. Chociaż tu akurat nie byłoby większego problemu, wystarczy pokazać umowę o pracę. Zobaczymy, jak nam to wszystko będzie szło, dam znać :).