Niby Zachód taki zepsuty

Niby Zachód taki zepsuty

Znacie już nieco historię zerwanych zaręczyn w rodzinie M. Może trochę z tym przynudzam, ale nadal jestem pod wrażeniem przebiegu całej tej sprawy. Czy to dlatego, że nie znam wystarczająco dobrze egipskich obyczajów i norm społecznych? Z pewnością nie znam ich tak, jak osoby, które mieszkają w Egipcie. Egipski mąż w Polsce to jednak taki trochę spolszczony mąż. A tymczasem jego rodzina żyje sobie po egipsku w najlepsze. Chociaż „najlepsze” to teraz raczej nie najlepsze określenie.

Jak już wiecie, zaręczyny zostały zerwane, serca złamane (a nie, czekaj) ale to nie koniec problemów. Niedoszły pan młody przekazał swojej ówczesnej wybrance parę sztuk ładnego złota, o wartości takiej, co my w Polsce sobie raczej nie dajemy na zaręczyny. Postawa typu zastaw się a postaw się. W każdym razie, M. twierdzi, że zgodnie ze zwyczajem te prezenty narzeczeńskie, a przede wszystkim złoto we wszelkich odmianach, jest niby prezentem dla narzeczonej, ale w przypadku zerwania zaręczyn pierścionki trzeba oddać. No, my w Polsce też oddajemy, chociaż ponoć elegancki mężczyzna pierścionka z powrotem nie przyjmie. W przytoczonej historii zaręczyn panienka nie tylko nie oddała pierścionka (-ów), ale wręcz stwierdziła, że już go (ich) nie posiada, bo je sprzedała.

Szok podobno co nie miara! M. mówi, że nigdy nie słyszał, by ktoś sprzedał zaręczynowe złoto przed ślubem. Że niby to złoto nie jest takie jej do końca, więc nie może go sprzedać. Oczywiście, piszę tu o młodych już nie-narzeczonych, ale sprawa toczy się tak naprawdę pomiędzy rodzicami i całą resztą dorosłej rodziny, podczas gdy najbardziej zainteresowani niedoszli małżonkowie siedzą z nosem w telefonach i mają sprawy finansowe, czy jakiekolwiek wymagające odwagi cywilnej i dojrzałości, w głębokim poważaniu.

Cóż, rodzice pana młodego mimo wszystko poprosili o zwrot złota lub pieniędzy. Kontakt z rodziną dziewczyny nagle stał się bardzo utrudniony, tamci nie chcieli się spotkać, niczego powyjaśniać ani nawet poprosić o przesunięcie terminu zwrotu kosztowności. I wiecie co? Wszystko trafiło teraz do sądu. Co dalej będzie, jeszcze nie wiemy, bo wszystko w egipskich sądach długo trwa, może tak jak w Polsce.

Rozmawiałam z M. na ten temat już tysiąc razy i przyjmuję jakoś do wiadomości, że takie tam panują reguły, że pierścionek oddajesz, bo pan młody (a raczej jego rodzina) nie będzie eleganckim rycerzem i nie machnie na to ręką. Ale w tym kontekście to ja jednak bardzo proszę, sama już nie wiem kogo, ale proszę, by nie mówić, że tylko kraje zachodnie czy europejskie to są takie zepsute, że tylko im zależy na pieniądzach, a wschód to jest uduchowiony, świątobliwy i ponad to. Jak tak patrzę, co się w Egipcie czasem wyczynia, to nie mam wątpliwości, że im to dopiero chodzi o kasę. Może jest też trochę tak, że ci, co mają pieniądze, nie przejmują się nimi, a jak pieniędzy nie ma, to się ciągle o nich myśli? No to po jakie licho pakować większość oszczędności w zaręczynowe prezenty, skoro najważniejszy jest fakt zaręczenia się? Bo co, bo taniej rodzice panienki nie oddadzą? Kultur się nie ocenia, najwyraźniej takie tam są zasady i nie ma co z nimi walczyć. Ale ile sobie człowiek pokomplikuje życia, to ja współczuję.

Być może najsmutniejsze w całej tej sytuacji jest to, że obie rodziny są teraz w głębokim konflikcie, a to takie rodziny, co się znają całe życie i są prawie jak jedna. Wszyscy zostali wciągnięci w tę niezgodę, jedni oczekują czegoś od drugich, ci drudzy „zdradzają” swoich, no po prostu jeden wielki ból głowy. I w sam środek tego wszystkiego przyjeżdża teraz M., na święta, w odwiedziny do ojca, który załamał już chyba wszystkie ręce nad poczynaniami swoich potomków. Tak sobie myślę, że nawet, jeśli ta sytuacja się jakoś rozwiąże i pieniądze wrócą do domu, to nic już nie będzie jak dawniej i przyjaźnie się pokończą. Albo w każdym razie bardzo zmienią. A dzieciaki co? Mają wszystko w nosie i nic je nie obchodzi! Warto było, no powiedzcie?

Ramadan Kareem!

Ramadan Kareem!

Kolejny Ramadan w Polsce. Dzięki internetowi 🙂 otworzyłam niedawno szeroko oczy ze zdumienia: czy wiecie, że wiele Polek pości razem z muzułmańskimi partnerami? Ciekawa jestem, czy one też przyjęły Islam, czy po prostu chcą wspierać mężów i narzeczonych, pomagając im wytrwać w całomiesięcznym poście. Nigdy nie rozważałam tego tak na serio, czy sama mogłabym i chciała spróbować takiego postu. Wiedziałam, że oczywiście każdy robi, co chce, i ja też mogłabym spróbować, ale pozostawało to i pozostaje dalej w sferze dalekiej (dalekiej!!!) niemożliwości.

Dlaczego miałabym pościć, skoro jestem chrześcijanką, która nawet sama nie zachowuje postu w piątki? Chyba nawet w Wielkie Piątki. Tak, jestem beznadziejna. Ale nie chciałabym podejmować takiej próby, jaką jest post w Ramadanie, bo wydaje mi się, że to jednak próba potężna i dla mnie nie do przejścia. O ile bez jedzenia tyle o ile dałoby radę wytrzymać, nawet wskazane czasem byłoby zrobienie sobie takiego detoksu organizmu, o tyle bez wody nie ma opcji. I nie wierzę, by jakikolwiek lekarz pochwalał taką praktykę. Ciekawe w ogóle, co o poście w Ramadanie mówią bliskowschodni lekarze, albo doktorzy pracujący z poszczącymi pacjentami.

Jednocześnie bardzo podziwiam muzułmanów zachowujących post przez cały miesiąc. Gdy robią to, bo naprawdę chcą, wierzą w sens postu, potrzebują go, a nie tylko dlatego, że tak wypada. W Egipcie widziałam wiele osób z pokorą i spokojnie znoszących te trudy, podczas gdy turyści przy stoliku obok opychali się pysznymi obiadkami i pili morze napojów. Wreszcie, podziwiam Polki, chrześcijanki, które zdecydowały się pościć razem z egipskimi mężami! Macie, dziewczyny, zdrowie. Czy Wasi panowie robią coś tego pokroju dla Was? Nie wiem, co by to mogło być?

M. dalej boryka się z mniejszymi i większymi odcieniami swojego chybotliwego stanu zdrowia. Przez jakiś czas było ok, a teraz jakby co nieco wróciło. Jest pod opieką lekarzy, kolejne badania w drodze. Nie pociesza fakt, że dwóch przyjaciół, którzy też wyjechali z Egiptu, choruje na podobne przypadłości. Tak, jakby jakieś problemy zdrowotne zaczynały dawać o sobie znać po kilku latach życia w innym klimacie i innej kuchni. Innej, bo np. pozbawionej cukru, litrów starego oleju, kilogramów fasoli itp. Nie mówię, że w Polsce żyje się jakoś szczególnie zdrowo. Ale kilka dziadowskich żywieniowych nawyków wyniesionych z Egiptu M. przeszło. A i tak kłopoty się odzywają. Oby Wasi partnerzy nie mieli takiego syndromu, jak M. i jego przyjaciele.

Chciałabym, żeby M. ten miesiąc przeżył duchowo tak, jak to kiedyś robił w Egipcie. Tym razem chyba powinno się to trochę udać – na święta wyjeżdża do Egiptu na dwa tygodnie, odwiedzić rodzinę. Czas będzie idealny 🙂

Wszystkim osobom będącym w temacie 🙂 życzę, aby ten miesiąc był czasem refleksji, wyciszenia i koncentracji na najważniejszych życiowych sferach. A do tego wytrwałości we wszelkich postanowieniach i siły, aby robić swoje, mimo wszystko. Ramadan Karim! 🙂