Egipcjanin otwiera firmę w Polsce

Egipcjanin otwiera firmę w Polsce

Tak, Moi Drodzy :). Dzieje się.

Wspominałam niedawno, że M. zmienia pracę. Jednak bardziej adekwatnym określeniem byłoby, że zaczyna pracę. Parę dni temu zarejestrował działalność gospodarczą w Polsce. W innej branży, niż spędził ostatni rok, ale w zasadzie w tej samej, w której pracował pół życia w Egipcie i nawet jeszcze w Polsce. I jedynej, która go tak naprawdę interesuje, o czym się chyba wreszcie przekonał. Nie wspominałam o tym właściwie nikomu, dopóki nie było pewne, że to wszystko dojdzie do skutku.

To temat nowy, długi i złożony, dlatego zacznę od samego procesu rejestracji działalności gospodarczej. Oczywiście, łatwo i prosto nie mogło być :). Podstawowym problemem było naturalnie jego nazwisko, z którym walczą wszystkie polskie urzędy. Problem o tyle poważny, że w nazwie firmy musi to nazwisko wraz z imieniem wystąpić. Spedziliśmy przy stanowisku rejestracji działalności gospodarczej ponad godzinę, ale większość tego czasu zajmowało prostowanie kwestii jego danych osobowych. Siedzieliśmy sami przy okienku, a pan gdzieś krążył po urzędzie z naszymi papierami. Stanęło na tym, że poprzedni pan, zajmujący się meldunkami i odpowiedzialny za wprowadzanie danych do rejestru PESEL, pomylił się. „Głupoty opowiadał”, stwierdziła druga pani, która przyszła z pomocą. Czyli że jednak Egipcjanin ma nazwisko, a nie brak nazwiska. Aż się boję, co będzie przy kolejnych meldunkach.

W jaki sposób Egipcjanin otwiera firmę w Polsce?

Zacznijmy od prostej prawdy, że egipski mąż Polki zakłada działalność na identycznych zasadach, co Polacy. Akurat nasz pan w urzędzie trochę tego nie był pewien, ale go doedukowałam :).

Samo założenie firmy, jak wszyscy opowiadają i mają rację, jest naprawdę proste. Wystarczy przeczytać jakikolwiek poradnik w internecie na ten temat, albo sięgnąć do najprostszych krótkich publikacji, które są dostępne za darmo w różnych urzędach. Wniosek wypełnia się przez internet, a potem idzie się do swojego urzędu dzielnicy (gminy), aby go podpisać. We wniosku trzeba podać swoje dane, adres i wybrać z bardzo intuicyjnej listy rodzaje działalności, które będzie się prowadziło. Zasady wypełniania wniosku są takie same, jak w przypadku Polaków. Jedyna wątpliwość może dotyczyć wyboru sposobu prowadzenia księgowości – do rozwiania w pięć minut, gdy się o tym poczyta. Do wniosku dołączamy na końcu skan decyzji Wojewody o pobycie czasowym, jej numer trzeba też wpisać we wniosku w odpowiednim miejscu. Decyzja i paszport to tutaj podstawowe dokumenty.

Po wysłaniu wniosku przez internet wyświetla się możliwość wydrukowania go sobie w wersji roboczej, co oczywiście robimy. Zabieramy wydruk ze sobą do urzędu. Oprócz tego przezornie wzięłam parę innych dokumentów i dobrze, bo pan i druga pani oglądali je wszystkie (to przez te nazwiska), wszystko oryginały:
– oczywiście decyzja o zgodzie na pobyt czasowy
– zaświadczenie o zameldowaniu na pobyt czasowy
– potwierdzenie nadania numeru NIP sprzed dwóch lat
– akt małżeństwa
– paszport
– aktualna karta czasowego pobytu

Niby nigdzie to wszystko nie jest wymienione, ale i tak się przydało. Po szczęśliwym nadaniu nazwiska M. :), pan wydrukował nasz wniosek w dwóch egzemplarzach, przejrzeliśmy go jeszcze raz, M. podpisał i gotowe. Na pojawienie się wpisu w internetowym rejestrze czekaliśmy potem trzy dni.

Urząd Skarbowy i ZUS

Kilka dni później postanowiliśmy załatwić sprawę deklaracji, że M. będzie odprowadzać podatek VAT. Wydrukowałam z internetu formularz (3 strony), wypełniliśmy go z innym poradnikiem w ręku, wysłaliśmy pocztą. Podobno wszystko jest ok, przynajmniej tak twierdzi pan, który będzie prowadził nam księgowość.

Teraz przed M. kolejne kroki, identyczne jak w przypadku Polaka otwierającego firmę, na przykład:

– zakup kasy fiskalnej, jej fiskalizacja i rejestracja w Urzędzie Skarbowym
– zgłoszenie jego ubezpieczenia do ZUS, takie samo, co wypełniamy przy umowie o pracę (mamy na to 7 dni od terminu rozpoczęcia działalności – w naszym przypadku nie jest to termin złożenia wniosku o otwarcie firmy, tylko trochę później)

Oprócz tego M. ma już otwarte konto bankowe dla przedsiębiorcy i czekamy na pieczątkę. Jego firma formalnie jeszcze nie działa, bo przeznaczył sobie na początek czas na mały rozruch i dokończenie wszystkich spraw. Ogólnie rzecz biorąc, cudzoziemiec przechodzi przez to samo, co Polacy, gdy otwiera firmę. Jeśli kiedyś miałyście już styczność z tą procedurą, tutaj raczej nic Was nie zaskoczy :).

„Tych Arabów to tylko pomordować”

„Tych Arabów to tylko pomordować”

Mocne wejście.

Po ponad dwóch latach pobytu M. w Warszawie, po raz pierwszy usłyszałam rasistowski tekst. Nie wiem, czy był kierowany pod naszym adresem, czy chodziło o zaczepkę, czy tylko wbicie szpilki ale tchórzliwie, pół-anonimowo, jak w internecie, żeby pokazać, do kogo należy ten kawałek europejskiej ziemi. Dorosły człowiek generalnie nie wypowiada się w ten sposób publicznie, więc jak zwał tak zwał.

Stoimy sobie na przystanku, czekamy na autobus, żeby podjechać do sklepu budowlanego w pobliżu. Dobra dzielnica, piękna pogoda, ja wietrzę głowę bo od czterech dni jestem na lekach na zapalenie oskrzeli, słońce świeci, wokół cisza i spokój. Południe. Niedziela.

Dokładnie w momencie, w którym robię krok w stronę zadaszenia, aby zerknąć na rozkład jazdy, bo nic nie jedzie (niedziela w końcu), słyszę męski, starszawy głos: „Tych Arabów to tylko pomordować”. Zaskakujące przerwanie ciszy i ćwierkania ptaków. Nic nie mówię do M., szukam autobusu na rozkładzie. Chyba tylko połowicznie dociera do mnie, co usłyszałam. I czy to na pewno chodziło o nas?

Mija sekunda i M. stwierdza, że jednak budowlankę ogarnie sam, żeby czasu nie tracić i moje gardło trochę oszczędzić. Wycofujemy się i kierujemy w inną stronę, mijając nasz przystanek. Mam więc okazję przyjrzeć się, jak wygląda człowiek, który mówi takie rzeczy do innych ludzi.

Niebezpieczeństwa chyba nie ma – pan w stylu pijaczka, pewnie w średnim wieku, choć wygląda starzej. Zaplute tenisówki i kurtka, plecak ze szkoły podstawowej, nieogolony, nieumyty, wszystko brudne. Ale trzeźwy i twarz myśląca. Razem z nim kolega, wygląda podobnie, nie rozmawiają. Nasze oczy się spotkały, więc posłałam mu jedno z moich najserdeczniejszych spojrzeń i to on pierwszy odwrócił wzrok.

Trochę nie wiem, jak powinno się poprawnie zachować w tej sytuacji. Odpowiedzieć mu coś? Zapytać, czy mówi do nas? Poprosić, by doprecyzował? Dopytać, czy ma na myśli, że powinno się na przykład zabić mojego męża? Z tym mordowaniem, to naprawdę o nas chodziło? A może od razu na Policję?

Nie było niebezpiecznie, wolę drobnego pijaczka niż młodego kibola. W takim drugim przypadku chyba wolałabym nieźle zwiewać. Musiała się taka sytuacja w końcu zdarzyć, chociaż poczucia zagrożenia nie było absolutnie żadnego. M. co swoje nasłuchał się półtora roku temu w pracy. Wie, jak jest w Polsce i można się przyzwyczaić. Ale że obok niego byłam teraz ja, kobieta, Polka, a dziad takie rzeczy mówi, to wstyd za mojego rodaka.

Chyba nie ma co odwoływać się do wartości demokratycznych, że w wolnym kraju każdy mówi i robi co chce, bo i do tych samych wartości sięgając wiemy, że moja wolność kończy się tam, gdzie zaczyna się wolność drugiego człowieka. A gdy mówimy o potrzebie mordowania, to chyba jednak naruszamy tę cudzą wolność. Więc poprawność polityczną chowam do kieszeni.

I to w taki piękny dzień, słoneczna niedziela!

Kolejne święta

Kolejne święta

Mała anegdotka z codziennego życia małżeńskiego z Egipcjaninem. Nie mówię, że kroczek po kroczku każdego człowieka się na coś przekabaci, bo ja wcale nie chcę tego robić. Ale być może pewne rzeczy dzieją się gdzieś w tle, przypadkiem, biegiem czasu. M. rozsmakował się w kolorowych piwach, takich, co w Polsce uważane są za dziewczyńskie. Niskoprocentowe, czasem nawet w ogóle zero procent. Przeważnie okazuje się dopiero w domu, jak dopatrzysz się składu tym małym druczkiem. Kupował sobie do każdego meczu Polski z kimś tam w czasie Euro (sam środek Ramadanu), albo gdy gra jakaś jedna z miliona ważnych drużyn, teraz kupuje sobie do kolacji lub programu w TV. W piątek wieczorem idę na basen i mówię, że w drodze powrotnej kupię sobie jakieś wino na weekend. A ten mnie prosi o kupienie mu piwa :). Polski mąż. Do odświętnej kolacji wczoraj sam zaproponował otworzenie szampana.

Eid Mubarak! :)

Po urlopie, czyli co jest nie tak z pracą dla Egipcjanina

Po urlopie, czyli co jest nie tak z pracą dla Egipcjanina

Wszystko co dobre szybko się kończy ;). Wróciliśmy po urlopie do pracy, na szczęście jest jeszcze szansa na parę ciepłych dni w Polsce i to nawet w ten weekend? A potem już pewnie szara i chłodna rzeczywistość. M. chyba nie byłby sobą, gdyby nie wzięło go na zmianę pracy. Próbuje teraz robić co innego, pewnie dlatego, że poprzedni biznes jednak mu nie wypalił. To znaczy wypaliło i się skończyło. Czasem naprawdę nie wiem, jak M. wyobraża sobie własną zawodową przyszłość i jak to się w końcu przełoży na nasze małżeństwo i nasze życie. Z pewnością mogę Was uprzedzić, że Egipcjanie nie mają w Polsce łatwo z pracą, a jak już coś mają, to nigdy nie wiesz, na jak długo. Taka to huśtawka. Ale to nie oznacza, że pracy nie ma wcale.

Piszę o tym teraz dlatego, że dostałam ostatnio w tym samym czasie kilka wiadomości od Was z pytaniem, jak to jest z pracą dla Egipcjanina. Myślę, że podstawowe problemy w tej materii są tylko trzy:

1. On nie zna języka polskiego. A jesteśmy w Polsce, więc po jakiemu niby mamy się komunikować w pracy. Jest oczywiście cała masa stanowisk, gdzie mówi się tylko po angielsku lub tylko po niemiecku i tak dalej i takie stanowiska właśnie będą w obrębie Waszych zainteresowań. Niestety, sporo z nich to stanowiska wysoko ulokowane w strukturach organizacji, gdzie trzeba mieć odpowiednie doświadczenie zawodowe. Czyli, w skrócie, praca niekoniecznie dla barmana z Sharmu, jakimkolwiek informatykiem czy prawnikiem w rzeczywistości by nie był.

2. On nie ma doświadczenia zawodowego. Czyli patrz wyżej. Studia skończone pięć, dziesięć lat temu i ani jednego dnia spędzonego w zawodzie. Może i nawet pracował kiedyś tam, gdzie by naprawdę chciał, ale w Polsce raczej nie będzie to brane na poważnie. Prowadzenie sklepu przez ileś lat w Egipcie? Toż to prehistoria w porównaniu z jakże rozwiniętą Polską :). Wiadomo jednocześnie, że realia pracy w Egipcie są zupełnie inne niż w Polsce. Różnimy się pod względem:
– sposobu zawierania umowy, np. w Polsce po prostu ją zawieramy, tam niekoniecznie
– sposobu wypłaty, tam nie każdy ma konto bankowe, ale i w Polsce tygodniówki bywają wypłacane do ręki
– czasu pracy, to w ogóle niebo a ziemia
– przepisów prawa i bezpieczeństwa pracy (są tam jakieś?)
– sposobu otwierania biznesu, pod tym względem naprawdę łatwiej żyć w Egipcie.
Przydatność dyplomów jest w naszych krajach na jednakowym poziomie, no i rekrutacja do pracy przebiega podobnie, gdyby tak spojrzeć prawdzie w oczy. Z tym wyjątkiem, że u nas chyba każdy ma szansę na pracę w komórkach państwowych. Tam musisz mieć mocne znajomości, zacną rodzinę albo portfel. Z kolei w Egipcie taka praca jest poważana, bardzo dobrze płatna i wszyscy jej zazdroszczą. Nie to co u nas.

3. Polacy nie chcą zatrudniać Arabów. To pewnie trochę krzywdzące dla osób pozytywnie nastawionych wobec cudzoziemców, ale umówmy się. Arab to w dalszym ciągu terrorysta, i szuka pracy?, tyran, bije ludzi, fanatyk religijny i do tego się nie myje. Nawet, jeśli nie każdy reprezentuje takie przestarzałe już opinie, to jednak podchodzi się do obcokrajowców z rezerwą i brakiem zaufania. To jasne, że na to ostatnie każdy z nas w pracy musi sobie zasłużyć, ale niestety nie zawsze będzie taka szasna Egipcjaninowi w Polsce dana. Myślę, że sporo się na takim podejściu traci, bo Egipcjanin może być fajnym pracownikiem. Dla niego kilkunastogodzinne zmiany to normalka, jeden dzień wolny w tygodniu to już luksus, urlop bierze się maksymalnie na tydzień raz w roku. Do tego chodzi jak w zegarku, bo w Egipcie za byle co wylatuje się z roboty.

Gdzie zatem szukać pracy? No cóż, wszędzie, jak wszyscy. Wysyłać CV z uporem maniaka, nawiązywać znajomości z innymi cudzoziemcami, pytać wśród polskich znajomych. Można też starać się o własny biznes, ale to będzie wymagało oczywiście kasy i skutecznego poznania realiów samozatrudnienia w Polsce. Chciałam dodać „i nie poddawać się”, ale chyba akurat to Egipcjanom niepotrzebne, skoro dali już radę wyjechać z kraju i zamieszkać w Polsce.